tag:blogger.com,1999:blog-64106736544081625412024-03-06T05:54:30.000+01:00Wpieprzamyblog konsumenckiMarcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.comBlogger48125tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-30232165865152492002015-09-09T22:05:00.002+02:002015-09-09T22:44:56.665+02:00Placek ziemniaczany pod Radomiem, czyli pożegnanie...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Pe6SWbcOiRA/Ve-AmApesxI/AAAAAAAADTk/qv3klRQSUfI/s1600/20150901_180519.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://1.bp.blogspot.com/-Pe6SWbcOiRA/Ve-AmApesxI/AAAAAAAADTk/qv3klRQSUfI/s320/20150901_180519.jpg" width="320" /></a></div>
<b>"Placek Ziemniaczany" </b>(przydrożna knajpa koło Radomia)<br />
<b>cena detaliczna: </b>20 zł<br />
<b>liczba kalorii:</b> nie mamy pojęcia, ale na oko pewnie z dwieście tysięcy.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Życie jest dziwne (przygotujcie się na sporą dawkę tandetnego filozofowania). Jakoś niedawno tak się "zdarzyło", że cała redakcja Wpieprzamy wylądowała w dziale prawnym jednej z krakowskich firm. Ów nieoczekiwany <i>réunion </i>wskrzesił rozmowy o powrocie do redagowania "Wpieprzamy", pisania o czipsach, batonach i bagietkach z Biedronki, robienia filmików na YouTube'a, itd. Motywowały e-maile od fanów (za wszystkie bardzo dziękujemy) i minione sukcesy na Wykopie, toteż znad stosu akt, pism i papierów, których nawet nie potrafimy nazwać, snuliśmy mocarstwowe plany, ale pomimo upływającego czasu, nie potrafiliśmy zebrać się do pisania. Krzysiek miał swój zespół (naprawdę niezły i naprawdę niezależny), Michał egzamin na aplikację i ciekawe hobby (ilu znacie ludzi, którzy zbierają komputery szachowe?), a Marcin swoje "marcinowe" sprawy i pasje. Z biegiem czasu stało się jasne - <i>to se ne vrati, pane Havranek - </i>gdyż, jakkolwiek kochamy jeść (wpieprzać) nie jesteśmy w stanie oddawać się regularnemu pisaniu na ten temat. To nie tak, że jesteśmy leniwi (no, może oprócz Krzyśka, ale jemu chirurgicznie wycięto połowę organów - też by się Wam nie chciało pracować bez śledziony [przepraszam, to żart. Znaczy, co do lenistwa]) - w okresie milczenia sporo robiliśmy (ktoś tam nagrał płytę, inny skończył pisać drugą powieść, a jeszcze inny został radcą prawnym i prawie zrobił doktorat), ale nie ma co się oszukiwać - straciliśmy w kwestii Wpieprzamy zapał (bo na pewno nie wenę i apetyt).<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/--sL_6hWQRco/VfAQnqSLYUI/AAAAAAAADU4/gNWiK4u94V8/s1600/unnamed%2B%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="285" src="http://1.bp.blogspot.com/--sL_6hWQRco/VfAQnqSLYUI/AAAAAAAADU4/gNWiK4u94V8/s320/unnamed%2B%25281%2529.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Michał sprawdza, jak zjeść BigMaca.</td></tr>
</tbody></table>
Ażeby godnie pożegnać się z tematem, postanowiliśmy zjeść coś wspólnie i po raz ostatni sięgnąć po pióro. Długo szukaliśmy okazji, bo teraz każdy wpieprza coś innego - Krzysiek wodorosty, Michał ryż z kurczakiem (w ostatnim czasie przypakował, jak dziki knur w ogrodzenie), a Marcin wafle ryżowe (od czego "zeskośniały" mu oczy i nabrał dziwnego zainteresowania elektroniką), aż w końcu trafił się wyjazd do m.st. W. na rozprawę przed KIO i<b> możliwość zakosztowania w lokalnym radomskim przysmaku, to jest irracjonalnie wielkim placku ziemniaczanym. </b><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-7hPK80cX73k/VfAQnlJbtEI/AAAAAAAADUw/eNyvHNnNKHM/s1600/unnamed%2B%25282%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-7hPK80cX73k/VfAQnlJbtEI/AAAAAAAADUw/eNyvHNnNKHM/s320/unnamed%2B%25282%2529.jpg" width="180" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">BigMac sprawdza, jak zjeść Krzyśka.</td></tr>
</tbody></table>
Placki ziemniaczane, to w Polsce danie kultowe (jak wszystko z ziemniaka, od spirytusu po nowe czołgi), które doczekało się nawet własnego hasła na Wikipedii. Przez wieki żyłem w przekonaniu, że ich ojczyzną są Węgry (bo w końcu "placki po węgiersku"), po czym jakoś rok temu, podczas wizyty w Budapeszcie, doznałem bolesnego rozczarowania (naprawdę, pojechałem tam tylko po to, żeby "zjeść placka w ojczyźnie placka" i spełnić marzenia dziadka, który walczył z Niemcami), gdy okazało się, że placek w równym stopniu przynależy do kultury żywieniowej całej Europy Środkowo-Wschodniej (tak naprawdę to on odpędza imigrantów, którzy uciekają przed plackiem do Niemiec i Szwecji).<br />
<br />
Andrzej - kierownik naszego działu i człowiek plackożerny ponad wszystkie dopuszczalne normy i miary - zapewnił nas, że pod Radomiem robią "niesamowite placki", toteż na wieść o możliwości zakosztowania w lokalnym specjale - tryskałem entuzjazmem, jak US AIR FORCE napalmem na wietnamskie pola (w całej firmie krążą plotki, że Andrzej zarządza nami poprzez placki).<br />
<br />
Nazajutrz, o brzasku - wraz z Krzyśkiem - wyruszyliśmy (Michał musiał zostać w pracy, ale już wcześniej próbował placków, więc można mu udzielić głosu w tej kwestii). Dzień ów - 1 września - stanowiący - jak wiadomo - rocznicę legendarnych triumfów oręża polskiego, zaczął się niepokojąco źle. Wprawdzie snu miałem dość, bo aż 4 godziny, ale wiatrak w laptopie padł jak koalicja PiSu i Samoobrony w 2007, a w łazience przepaliła się ostatnia żarówka, rzucając kwestię porannej toalety na pastwę ciemności. A był to dopiero początek.<br />
<br />
Przed KIO przegraliśmy i 300 tysiączków poszło się "pieścić", ale też nikt specjalnie nie liczył, że będzie inaczej. (Oprócz mnie. Wciąż wierzę w swoje nadludzkie możliwości w kwestiach prawnych, mimo że zawód ten generalnie polega na tym, że piszesz coś przez 48 godzin bez przerwy, a potem to twórczo streszczasz przed sądem, wdając się w złośliwe pyskówki niczym słaby aktor, by nazajutrz nic nie pamiętać. I tak przez całe życie), więc rozpaczy nie było. W nagrodę za wysiłek włożony w beznadziejną próbę przekonania orzecznika, że faks może "wyjść i nie dojść" postanowiliśmy kupić sobie po placku.<br />
<br />
Bar "u Jędrusia" - leżący w samym środku niziny warszawsko-radomskiej - płaskiej jak wysokie czoło św. pamięci Józefa Oleksego, oferuje szerokie spektrum dań, ale z menu <i>explicite</i> wynika, ze jego specjalnością są placki ziemniaczane. Wygląda to średnio atrakcyjnie (inna kwestia, czy w ogóle można podać placki w artystyczny sposób), jednakże - w mojej ocenie - smakuje wyśmienicie. Gulasz jest odpowiednio podgrzany i nie zawiera przykrych niespodzianek w rodzaju kości, chrząstek, albo ręki żołnierza poległego w I Wojnie Światowej, a na dodatek jest doskonale przyprawiony (z lekką nutką "pikanterii", ale bez przesady - można zjeść bez popijania). Jeżeli zaś chodzi o <strike>plecak</strike> placek to chrupka warstwa wierzchnia, po nasiąknięciu gulaszem, staje się równie delikatna, co ziemniaczane wnętrze, nie przechodząc przy tym ze stanu stałego w stan ciekły. Innymi słowy - placek rozpływa się w ustach, a nie <strike>w dłoni.</strike>.. na talerzu. Niewątpliwym atutem dania jest też jego ogromny rozmiar. Nie wiem, czy zdjęcie oddaje jego skalę, ale pomimo głodu nie byłem w stanie pochłonąć tego wytworu radomskich macherów kucharskich (co innego Krzysiek, który pożarł go w takim tempie, jakby nie jadł nic od chwili przekroczenia Morza Śródziemnego w lipcu zeszłego roku). Pełni wrażeń smakowych dopełniają trzy sałatki rzucone w kąt talerza, usypane w trzy nieśmiałe kopczyki, które przycupnęły w cieniu placka.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Pe6SWbcOiRA/Ve-AmApesxI/AAAAAAAADTk/qv3klRQSUfI/s1600/20150901_180519.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://1.bp.blogspot.com/-Pe6SWbcOiRA/Ve-AmApesxI/AAAAAAAADTk/qv3klRQSUfI/s320/20150901_180519.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na tym oczywiście atrakcje dnia nie dobiegły końca, bo w drodze powrotnej oczywiście musiał się zepsuć samochód, musieliśmy go oczywiście zostawić w serwisie (do którego wiózł nas trzech w półtoraosobowej lawecie pracownik Skody, który na widok radiowozu z tego powodu przyspieszył i - niech GTA V się schowa! - technicznie rzecz biorąc uciekaliśmy lawetą przed policją). Potem musieliśmy oczywiście poczekać na zastępczy, musieliśmy oczywiście przekroczyć prędkość i oczywiście dostać mandat - ogólnie musiało wydarzyć się dużo rozmaitych rzeczy, których nie można było przewidzieć, ale czyż jest w życiu coś lepszego, niż jego nieprzewidywalność (oraz smak placków)? </div>
<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-bd2GL-KWNZE/Ve-DEMutVcI/AAAAAAAADTw/qhi590SOszE/s1600/20150901_192549.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://3.bp.blogspot.com/-bd2GL-KWNZE/Ve-DEMutVcI/AAAAAAAADTw/qhi590SOszE/s320/20150901_192549.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-8k5ONnb7fro/Ve-GiNM-NeI/AAAAAAAADUQ/p9ElzmKmUWc/s1600/20150901_192748.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://2.bp.blogspot.com/-8k5ONnb7fro/Ve-GiNM-NeI/AAAAAAAADUQ/p9ElzmKmUWc/s320/20150901_192748.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-C0IcXLvPT6A/Ve-GiyVC9BI/AAAAAAAADUU/bIJi3qBj0D8/s1600/20150901_194344.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://3.bp.blogspot.com/-C0IcXLvPT6A/Ve-GiyVC9BI/AAAAAAAADUU/bIJi3qBj0D8/s320/20150901_194344.jpg" width="320" /></a></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-jQazStfsCpk/Ve-GYHtZcmI/AAAAAAAADT8/5gyasAFmm5c/s1600/20150901_195816.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="http://1.bp.blogspot.com/-jQazStfsCpk/Ve-GYHtZcmI/AAAAAAAADT8/5gyasAFmm5c/s320/20150901_195816.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Do dziś utrzymuję, że silnik płonął!" - Krzysiek</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zmierzając ku końcowi tego przydługawego tekstu, pragniemy serdecznie podziękować Wam, najdrożsi czytelnicy, za wierne śledzenie bloga przez ostatnie lata (choć trzeba Wam przyznać, że nie "lajkowaliście" nam ostatnio tekstów, więc nie wiem, czy nie przesadzamy z formą podziękowań) i towarzyszenie nam przy codziennej paczce czipsów, żelków, czy przydrożnej zapiekance.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jako że całość redakcji przeniosła się, bądź jest w trakcie przenoszenia się z aktywnością publicystyczno-literacką na <a href="http://www.filipiki.pl/" target="_blank">nowego, marcinowego bloga poświęconego szeroko pojętej kulturze</a> (trochę poważniejszego w formie i nie traktującego o jedzeniu) nie wykluczamy, że czasem nie podlinkujemy tu spontanicznie napisanej recenzji wafla lub batona, lecz temat Wpieprzamy musimy ostatecznie uznać za zakończony. Trawestując klasyka - Keep on eating in the free world!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-lTe4lVYr4Bs/VfAQntubTXI/AAAAAAAADU0/e3ZLHu7VpOg/s1600/unnamed.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="214" src="http://1.bp.blogspot.com/-lTe4lVYr4Bs/VfAQntubTXI/AAAAAAAADU0/e3ZLHu7VpOg/s320/unnamed.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small; text-align: justify;">Coś się kończy, coś się zaczyna - jak powiedział Marcin, otwierając kolejną paczkę żelek.</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: right;">
<b>Placki 9/10. Dzień 5/10.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-28899185090890299452014-12-12T12:01:00.002+01:002014-12-12T12:12:28.808+01:00Kawa - moja historia<div style="text-align: justify;">
Mam bardzo trudną relację z kawą. Zacznijmy od początku. Przez cały okres szkolny piłem kawę tylko w formie dodatku do mleka. Bardzo niesłusznie. Po pierwsze dlatego, że mleko jest bardzo niezdrowe, po drugie cały tydzień chodziłem niewyspany i pewna dawka kofeiny mogłaby mi wydatnie pomóc w codziennym funkcjonowaniu. Powiedzieć, że byłem niewyspany to mało - tak naprawdę każdego ranka stawałem się bladym zombie i w ramach tego porównania mieszczą się także umiejętności arytmetyczne. Mój tok myślenia był jednak następujący: jestem młody, potrzebuję dużo snu, nie można go zastępować substancjami wpływającymi na układ nerwowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQIaDorvK7HMY3T47KbUcFmksYur-noHNS6XaB1noCF6-UyCDLOmHUtjCZEsz4vmOesTMm_pML-odwbQyiP_m59F86s4uvTy_TGkrvgPAZXnFY6u5ofTsQ9ZmGW4BnmIE9dg6LJ_UCg_4/s1600/coffee-beans-1344016-m.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQIaDorvK7HMY3T47KbUcFmksYur-noHNS6XaB1noCF6-UyCDLOmHUtjCZEsz4vmOesTMm_pML-odwbQyiP_m59F86s4uvTy_TGkrvgPAZXnFY6u5ofTsQ9ZmGW4BnmIE9dg6LJ_UCg_4/s1600/coffee-beans-1344016-m.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">To jest kawa</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Dziś jestem już nieco mniej młody i wiem, że cała zachodnia cywilizacja opiera się na sztucznym podtrzymywaniu przy świadomym życiu za pomocą espresso, americano albo bardziej barbarzyńskiej rozpuszczalnej. Wiedza ta skłania mnie do pewnej głębszej refleksji. Na ile bowiem współczesna nauka, technika i filozofia zawdzięcza kawie postęp? Czy Komitet Noblowski nie powinien wysłać jednego wielkiego medalu do Brazylii i wstawić go w środek plantacji? Co ze sztuką? Ileż wspaniałych płyt powstało pod wpływem tego czarnego płynu (powiecie, że raczej pod wpływem innych narkotyków, ale gdy przyjdzie twój diler, musisz mu przecież coś zaparzyć)? Krótko mówiąc: kawusia zastępuje całemu światu sen i motywację do działania i wszystkim przestało to już dawno przeszkadzać. A powiązanie dopływu kofeiny do krwi z sytuacją społeczną "przerwy na kawę", podobnie zresztą jak w przypadku "przerwy na papierosa", przyczynia się do niezwykłej popularności tej używki (ludzie zrobią wiele, by choć przez chwilę mogli przestać pracować, nawet kosztem późniejszego zwiększenia efektywności).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM97Hw_1tIiQd8CWbsFUXbZxwnAoyF2QdeRciOzLxaH7fC242NcxrRomfkkqZ3iKHsoIvDGFqRUkYyQ_-y0r92rNlAj0nDCIEUxL2KY888I5pmxFkmAQvdSV8oC_vMJEDLOKR9-4z42V8/s1600/cup-of-tea-1437150-m.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM97Hw_1tIiQd8CWbsFUXbZxwnAoyF2QdeRciOzLxaH7fC242NcxrRomfkkqZ3iKHsoIvDGFqRUkYyQ_-y0r92rNlAj0nDCIEUxL2KY888I5pmxFkmAQvdSV8oC_vMJEDLOKR9-4z42V8/s1600/cup-of-tea-1437150-m.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Znam takich, którzy ewidentnie z kawą przesadzają, usprawiedliwiając się swym pracoholizmem. "Piję już siódmą, co w tym dziwnego?" - patrzą na ciebie swymi przekrwionymi oczyma narkomana. Tak, dla mnie to jest dziwne. Z tego powodu, że składka była po równo, a poza tym jestem nadwrażliwy na kofeinę. Trudna sprawa. Gdy wypiję rozpuszczalną - taką z dwóch łyżeczek - trzęsą mi się ręce, zaczynam pisać operę o przedwojennych indiańskich robotnikach ("Howgh! Bra-cie! Ła-pać ła-mi-straj-ków!") i piszę "co słychać?" do kolegów z przedszkola. Tych, co ich nie widziałem od przedszkola. Dlatego normalnie piję rano taką z jednej łyżeczki. Pamiętam, że spożyłem kiedyś napój energetyczny. Usiadłem potem w kawiarni na Brackiej, zamówiłem cappuccino i obserwowałem, jak na ścianie ukazuje mi się miks najlepszych efektów specjalnych z "Odysei Kosmicznej". Zaś znajomi, z którymi tam poszedłem, byli wtedy tak naprawdę zupełnie gdzie indziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlDX3n59q3Hc8-V8OLzwQK6Q7oN-te0m-5FYi5ijK5gRJtLDXmKIMUqsNC_PgLwnIOQ047nxDbgUQ01jid0fFQd3H8DXLjZy_dltdzhRqkhpgxemiG8RZFeYw1szUJlwSFSaSS_QEKwmI/s1600/mean-bean-1144226-m.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlDX3n59q3Hc8-V8OLzwQK6Q7oN-te0m-5FYi5ijK5gRJtLDXmKIMUqsNC_PgLwnIOQ047nxDbgUQ01jid0fFQd3H8DXLjZy_dltdzhRqkhpgxemiG8RZFeYw1szUJlwSFSaSS_QEKwmI/s1600/mean-bean-1144226-m.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dobry towar</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że kawa w moim przypadku w ogóle nie wpływa na efektywność pożądanej pracy. Mam problemy ze skupieniem uwagi już bez niej, a gdy wychylę kubek "nescafe", moje myśli biegają we wszystkie strony. Zamiast uczyć się, wkuwać trudne terminy, albo pisać to, co naprawdę powinienem, przypominam sobie najlepsze zabawy z lat dziecięcych lub odtwarzam z pamięci rozkład jazdy tramwaju numer "14". Gdyby chociaż kawa przyczyniła się do rozwiązania jakiejś niespodziewanej kwestii - istoty bytu lub któregoś z problemów milenijnych... Do niczego takiego nie doszło i nie dojdzie. A szkoda, bo sława i pieniądze trafią do innych. Przeważnie do tych, którzy piją po trzynaście filiżanek dziennie i nie dostają od tego mroczków przed oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I - wychodzi na to - wcale nie mam trudnych relacji z kawą, tylko z własnym organizmem. To jest tradycyjne "bez niej źle, z nią jeszcze gorzej", gdyż nie do końca wyleczyłem się z bycia zmęczonym już od usłyszenia budzika. Całe szczęście od dłuższego już czasu mogę spać tyle, ile teoretycznie mi potrzeba. Nie robi to jednak żadnej różnicy. Zacznę przygotowywać sobie taką w proporcjach homeopatycznych - efekt placebo może zrobić swoje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Być może taka już dola niektórych, by czuć się jak na niższym szczeblu ewolucji?</div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-38507951666015237862014-12-07T00:30:00.002+01:002014-12-07T10:50:34.643+01:00"Żelki" & "Kwaśki", 80 g (Lewiatan)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-X8KdCHmDPRI/VG5NNWHMllI/AAAAAAAACv4/8R7vjm2KAUQ/s1600/DSC_1783.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-X8KdCHmDPRI/VG5NNWHMllI/AAAAAAAACv4/8R7vjm2KAUQ/s1600/DSC_1783.jpg" height="213" width="320" /></a><a href="http://3.bp.blogspot.com/-cR6L5DOHX7Q/U_t3qdmt4hI/AAAAAAAACoI/9WPFPeo8guc/s1600/DSC_0867.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"></a></div>
<b>"Żelki" & "Kwaśki", 80 g (Lewiatan)</b><br />
Żelki o smaku owocowym.<br />
<b>cena detaliczna: </b>ok. 1,10 zł<br />
<b>liczba kalorii:</b> ok. 370 kcal/100 g<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W ciągu swego - wcale już niekrótkiego - życia, zakochiwałem się nie raz: w refleksyjnych wersach Lemowskiego "Solaris", <a href="https://www.youtube.com/watch?v=FPbQ6weKh-k" target="_blank">w pierwszych dźwiękach "Shine On You Crazy Diamonds"</a>, <a href="https://www.flickr.com/photos/martykey/15481349652/" target="_blank">w barwach nieba nad Lubiczem</a>, w zapachu papieru, a nawet w dziewczynie z Kielc. Koleje tych miłości były różne, niektóre przetrwały dłużej, inne krócej, ale jedna z nich trwa odwiecznie w niezmienionym stanie - głębokie, nienasycone umiłowanie dla wszelkiej maści żelków, żelek i wyrobów żelkopodobnych. Skąd jego źródło - próżno dociekać - ważne, że mogę zażerać się nimi na kilogramy i tylko tryb życia i mobilność ratują mnie przed stoczeniem się w otchłań wagi, która stawiałaby mnie w jednym szeregu z dorosłym brontozaurem, pancernikiem Missouri i Weroniką Grycan. [Co ciekawe - żelki dopomogły mi także w ujawnieniu i pokonaniu niezwykle ciekawej patologii, jako że przez długie lata - z nieznanego powodu - dzieliłem je na grupki w zależności od koloru i zjadałem równomiernie, żeby w żadnej grupce nie zostało ich więcej (to samo dotyczyło zresztą Skittlesów i wszystkiego do jedzenia, co miało różne smaki/kolory). Niezły przypadek kliniczny, nie?]<br />
<br />
Ponieważ człowiek nigdy nie zarabia tyle, ile by chciał, a legendarne żelki Haribo są drogie jak pączki dla wspomnianej wyżej Weroniki, co jakiś czas wybieram się "na sklepy", by zakosztować rzeczy bez której zachodnia cywilizacja byłaby tylko wydmuszką obracającą się wokół seksu - a mianowicie zakupów (dzięki nim jest wydmuszką obracającą się wokół seksu i konsumpcji). Podczas jednego z takich wypadów, dobre kilka lat temu, w ręce wpadły mi - omawiane dziś - lewiatanowe misie-żelki oraz tzw. "kwaśki", które z miejsca zdobyły moją gigantyczną sympatię (sklep osiągnął to już wcześniej, bo nawiązuje nazwą do kultowego [w pewnych kręgach] dzieła Thomasa Hobbesa). </div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-om7lc-bV02Q/VG5NJZLQy9I/AAAAAAAACvw/vk5X13rR8o4/s1600/DSC_1784.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-om7lc-bV02Q/VG5NJZLQy9I/AAAAAAAACvw/vk5X13rR8o4/s1600/DSC_1784.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
Recenzję wypada zacząć tradycyjnie od omówienia dwóch podstawowych kwestii: ceny i wyglądu opakowania. Ta pierwsza jest oczywiście największym atutem omawianych żelków, bo taniej to już się ich chyba wyprodukować nie da (apeluję do Chińczyków i Biedronki, żeby nie traktowały tego zdania jako wyzwania). Nieco ponad złotówkę za 80 g wyśmienitej zabawy? Wchodzę w to! - jak powiedział Titanic do góry lodowej. To drugie, czyli opakowanie, budzi już jednak dość mieszane uczucia. Z jednej bowiem strony, dzięki zastosowaniu półprzeźroczystego materiału ukazuje nam zawartość paczki, więc każdy może stwierdzić, czy kształt misiów bądź "kwaśków" mu odpowiada, a z drugiej powiedzieć, że jego stylistyka "dupy nie urywa" (że tak polecę starocerkiewnokrakowskim), to tak, jakby powiedzieć, że rząd Platformy Obywatelskiej "trochę nakradł", a PiS jest "trochę słabą opozycją". Niestety, podczas mojego płodzenia coś musiało pójść nie tak i urodziłem się estetą. Lubię ładne rzeczy jak świnia koryto (ale mi dziś wchodzą polityczne porównania) i nie zwalczę tego w sobie, a opakowanie żelków projektowane było chyba w Paint'cie, przez ślepego kowala z Sosnowca. Jest po prostu ohydne i tyle, choć w sumie dzięki temu pozwala łatwo zlokalizować produkt na półce, zalegający zazwyczaj gdzieś pomiędzy drażami a landrynkami, że się tak pokuszę o znalezienie jakiejś zalety takiego stanu rzeczy. Zaznaczę przy okazji, że nad widocznym nań składem obu produktów nie zamierzam się pochylać, bo naprawdę - jeśli kogoś to interesuje - nie jest prawdziwym konsumentem żelków, których nie jada się przecież dla zdrowia, ale podobnie jak parówki - dla niepowtarzalnych walorów smakowych oraz możliwości poigrania ze śmiercią.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/--p4YTDfQY-o/VG5NDwimjiI/AAAAAAAACvo/7mLg6z_LgJM/s1600/DSC_1787.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/--p4YTDfQY-o/VG5NDwimjiI/AAAAAAAACvo/7mLg6z_LgJM/s1600/DSC_1787.jpg" height="213" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Napakowany misiek zaraz skończy żywot w paszczy niżej podpisanego.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
No dobrze, ale przecież to nie opakowanie się zżera, a jego zawartość. I tu jest o niebo lepiej. Jeśli chodzi o miśki, to są dwa razy większe od haribowskich odpowiedników i jednocześnie dwa razy bardziej miękkie (co z mojego punktu widzenia jest wadą, ale do przełknięcia). Są przy tym wyraźnie ukształtowane, więc można sobie wyobrażać, że jest się np. gigantycznym potworem grasującym nad Tatrzańskim Parkiem Narodowym i wyżerającym niedźwiedzie (nigdy się tak nie bawiłem, ale wszystko przede mną). Smakiem nie odbiegają za bardzo od produktów konkurencji, ale gdybym miał je zestawić z haribowskim wzorcem, to są nieco słodsze, przez co po dwóch paczkach zaliczonych nad serialem czy książką, człowiekowi robi się niedobrze (ale to żelki, więc <i>who cares?!</i>) Trochę lepiej jest z "kwaśkami", które, jak sama nazwa wskazuje, są intensywnie i bardzo przyjemnie kwaśne. Niestety i one są obarczone pewną wadą - są posypane proszkiem "ukwaszającym", przez co lepią się od nich paluchy. Nie dyskwalifikuje to jednak produktu, a różnice w smaku powodują, że najlepiej kupić oba wyroby i jeść naprzemiennie.<br />
<br />
I teraz kwestia <a href="http://www.wpieprzamy.blogspot.com/2014/01/system-oceniania-na-wpieprzamy.html" target="_blank">oceny końcowej</a>. Otóż zdecydowałem się dać mocne <b>7/10 </b>i jednocześnie zachęcić Was do spróbowania. Sam, z pewnością jestem fanem tego produktu, ale po wypłacie, gdy jeszcze mogę wybierać, z reguły decyduję się na droższy oryginał, który jest po prostu lepszy.</div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-67399453548992705642014-08-25T23:55:00.001+02:002014-12-29T00:31:06.184+01:00"Paprykarz Szczeciński", 330g (Era Ryb (GRAAL))<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-cR6L5DOHX7Q/U_t3qdmt4hI/AAAAAAAACoI/9WPFPeo8guc/s1600/DSC_0867.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-cR6L5DOHX7Q/U_t3qdmt4hI/AAAAAAAACoI/9WPFPeo8guc/s1600/DSC_0867.JPG" height="188" width="200" /></a></div>
<b>"Paprykarz Szczeciński", 330g (Era Ryb (GRAAL))</b><br />
Konserwa rybna.<br />
<b>cena detaliczna: </b>ok. 2,35 zł<br />
<b>liczba kalorii:</b> ok. 340 kcal<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Krzysiek zadzwonił o trzeciej nad ranem. Posępny i zapłakany, jak ulica Bracka w popularnej, wśród zamyślonych okularników, piosence. Nie musiał nic mówić, bo wiedziałem o co chodzi, ale on - jakby niepomny tego - westchnął: "Zostały mi 72 godziny...". Przymknąłem oczy i pokiwałem głową ze zrozumieniem. Przechodziłem przez to ze dwa razy, więc doskonale wiedziałem, co go czeka. "Zrobię to, Poruczniku Jaszczurze, obiecuję" - zapewniłem, zanim jego usta nakreśliły prośbę - "Napiszę recenzję na Wpieprzamy, abyś mógł w spokoju kończyć pracę magisterską." </div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
<br />
Odłożywszy słuchawkę, od razu udałem się do lodówki. W związku z tym, że utrzymuję się z dorywczej pracy na wysypisku odpadów nuklearnych między Sosnowcem a Radomiem oraz z oprowadzania wycieczek po Republice Donbasu (w sezonie letnim) i nie zarabiam zbyt wiele, widok jaki przedstawiała był zaiste ponury. Zastałem w niej bowiem jeno Krzyżaków, Ludwika XVI i jakiś kodeks (którego brzydziłem się dotykać, nie wiedząc, jak po tym ręce domyję), a także jajko z chlebem na czarną godzinę, które dostałem od chrzestnej na pierwszą komunię oraz... paprykarz. Zauważywszy charakterystyczne ubarwienie tegoż (poważnie, widzieliście kiedyś opakowanie w innych barwach niż czerwono-żółte?) aż gwizdnąłem z zadowolenia.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-uWuvnCZstDg/U_ud-ijx75I/AAAAAAAACok/52KvA6oJXHA/s1600/DSC_0866.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-uWuvnCZstDg/U_ud-ijx75I/AAAAAAAACok/52KvA6oJXHA/s1600/DSC_0866.JPG" height="348" width="400" /></a></div>
<br />
Jak uczy mateczka Wikipedia: <i>"Paprykarz szczeciński został opracowany w połowie lat 60. XX w. przez pracowników laboratorium PPUDiR Gryf ze Szczecina na zlecenie szefa produkcji Wojciecha Jakackiego. Paprykarz szczeciński był wynikiem pomysłu racjonalizatorskiego na zagospodarowanie odpadów po wykrawaniu kostki rybnej z zamrożonych bloków rybnych. Pierwowzorem paprykarza szczecińskiego była afrykańska potrawa czop-czop, którą na początku lat 60. skosztowali i zachwycili się jej smakiem technolodzy z polskich statków-chłodni do połowów dalekomorskich podczas pobytu w portach u wybrzeży Afryki Zachodniej." </i>[po tym fragmencie jest już pewne, że czego bym Wam tu nie naściemniał, nie przebiję prawdziwej historii], ale nie dajcie się jej zwieść [mimo wszystko spróbuję] - paprykarz istniał już wcześniej, jako dzieło przybyszów z Atlantydy, którzy jako pierwsi dokonali syntezy ryżu i pozostałości rybu (wiem, że jest literówka, ale zabawna, więc zostawię). Cudownym zbiegiem okoliczności trafił on następnie do Judei, dlatego w Biblii wyraźnie stoi, że Jezus zamienił dwie ryby i worek makaronu w dziesiątki puszek paprykarzu, a apostołowie zebrali po uczcie dwanaście koszy resztek - tak zebrana gawiedź "szamała". Żydzi oczywiście próbowali potem robić na tym interesy, a Rzymianie nie pozwalali i wiadomo jak to się skończyło (wybuchem opisanego przez Józefa Flawiusza powstania z lata 66-73, czyli tzw. "wojny żydowskiej o patenty na paprykarz"). Receptura zaginęła, odnalazła się dopiero 1000 lat później u muzułmańskich arabów (nie wykluczam, że spotkam kiedyś niemuzułmańskiego araba, widywałem w końcu kobiety z brodą i mężczyzn, którzy nie lubią piłki nożnej i alkoholu), skąd wzięły się krucjaty (Papież Urban II chciał odzyskać ów święty artefakt chrześcijaństwa). Ostatecznie odnalazł ją w trakcie VIII Krucjaty (sam poszedł, wychodząc z wesela siostry, cwany kurwisyn) polski rycerz, z cebulą w herbie - Papryk ze Szczecina (prawdopodobnie Patryk, ale kronikarz z urzędu nie sprostował oczywistej omyłki pisarskiej i dlatego nazywamy to danie "paprykarzem", a nie "patrykarzem"), który przywiódł ją do ziemi ojczystej (a było to trudne, bo tak jak teraz nie mamy autostrad, tak wtedy nie mieliśmy polnych dróg, choć od Mieszka obiecywano, że zaraz będą (ale to inna historia, którą, jeśli zdrowie pozwoli, kiedyś przytoczę)). Niestety za nim przyszli Krzyżacy, którzy chcieli zdobyć recepturę dla Cesarstwa Niemieckiego i zaczęli szturmować rodzimy dla Papryka Szczecin. Wypędził ich dopiero polsko-litewsko-węgiersko-rusko-mongolski sojusz, który spuścił im tęgi łomot pod Grunwaldem (tzw. Bitwa na Paprykowym Polu, 1410 r.) i od tej pory, paprykarz, wraz z ziemniakiem i cebulą, stał się polskim daniem narodowym (stąd czerwień w naszych barwach narodowych i kolory skrzydeł husarii (początkowo polska ciężka jazda szarżowała na wroga przebrana za paprykę, ale więcej wrogów umierało ze śmiechu niż od odniesionych ran, więc zaniechano owej niehonorowej metody).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-NOjEntL4L_E/U_upeIsbKHI/AAAAAAAACo0/W8xBuiZuLDg/s1600/DSC_0870.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-NOjEntL4L_E/U_upeIsbKHI/AAAAAAAACo0/W8xBuiZuLDg/s1600/DSC_0870.JPG" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
Tyle tytułem rysu historycznego. Co do mojego konkretnego egzemplarza, wyprodukowanego przez Erę Ryb (markę wchodzącą w skład grupy Graal), to mogłem szybko się do niego dobrać (a na pewno szybciej niż Ryszard Lwie Serce - taki suchy dowcip dla znawców historii, he he) dzięki łatwemu w obsłudze, zewnętrznemu mechanizmowi otwierającemu. Z zewnątrz zresztą puszka wygląda całkiem nieźle - jest masywna, kształtna i dobrze leży w dłoni (pewnie na wypadek, gdyby ktoś np. chciał ukołysać paprykarz do snu i zaśpiewać mu piosenkę). Przyczepić można się tylko do danych dotyczących składu, podanych drobną, słabo czytelną czcionką (choć może to być też efekt tego, że po tym jak piłka pierdzielnęła mnie w gałkę oczną, niewiele widzę).</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-q_4CiweBLfE/U_urbVbBZEI/AAAAAAAACo8/9xBPbrujvxE/s1600/DSC_0871.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-q_4CiweBLfE/U_urbVbBZEI/AAAAAAAACo8/9xBPbrujvxE/s1600/DSC_0871.JPG" height="213" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
Ze smakiem jest już znacznie gorzej i chyba potrafię to wytłumaczyć, o czym zaraz. Na początku oświadczę, że wiem co piszę, bo jestem wielkim fanem paprykarza (gdybym nie był, to bym nie tracił czasu na płodzenie tej recenzji). Nałykałem się go w życiu więcej, niż politycy hipokryzji, niż polscy piłkarze goryczy porażki, niż Max Payne tabletek przeciwbólowych.W każdym razie jadłem go ochoczo i ze smakiem, tymczasem ten konkretny egzemplarz od razu wykrzywił mi japę, jak nie przymierzając - Tequila Sunrise. Zdziwiony, czemu ów produkt smakuje zwyczajnie podle, a nie "doskonale podle", jak inny paprykarz, którego opis za jakiś czas (jak Krzysiek będzie kończył doktorat), wyszukałem stronę producenta i "strzeliłem zdziwko": <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-eLpNHounvZE/U_utdJxs0zI/AAAAAAAACpI/nQnGAcMdiS0/s1600/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-eLpNHounvZE/U_utdJxs0zI/AAAAAAAACpI/nQnGAcMdiS0/s1600/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" height="307" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
"Marka ekonomiczna"? Że niby dla biedoty? Oż Ty pomorski gnoju! - zakrzyknąłem (w myślach, bo mieszkam w bloku) zanim bodajże sprawdziłem, czy firma nie jest np. z Nowego Sącza (globalizacja wszakże postępuje), czym naraziłem się na ryzyko obrażenia jakiegoś Bogu ducha winnego pomorskiego gnoja. Takie są jednak fakty - marka ekonomiczna - "produkt tani, więc jako taki". Nie chodzi przy tym o to, że jest jakiś strasznie paskudny, bo nie jest - można nim spokojnie smarować kanapki (tym bardziej, że konsystencja jest b. dobra, ani to wodniste, ani twarde jak masło wstawione na noc do lodówki) - ale nie tylko bez specjalnej radości, ale i trochę się do tego zmuszając. A to sprawia, że zgodnie z <a href="http://www.wpieprzamy.blogspot.com/2014/01/system-oceniania-na-wpieprzamy.html" target="_blank">naszą skalą ocen</a> nie zasługuje na notę wyższą niż cztery. Przykro mi, nie polecam, jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego Kolumb wziął puszkę i uciekł przed papieżem do Ameryki - kupcie coś droższego.</div>
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify;">
<b>Ocena: 4/10</b></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-8939862754421023512014-02-28T22:15:00.002+01:002017-10-06T16:19:03.554+02:00Śniadanie<div style="text-align: justify;">
Bardzo dawno temu ludzie zdobywali pożywienie na bieżąco polując i zbierając, a na świecie nie było ani jednego papieża (przypominam, że dziś mamy dwóch). Dla nieobeznanych - polowanie polega na tym, że biega się z miejsca na miejsce modląc się o to, aby się wreszcie poszczęściło. Samotnie lub w grupie. Coś jak clubbing, tylko ze skórowaniem, ale wierzcie mi - oni byli lepiej ubrani. Łowy mają ten ogromny minus, że aby biegać za czymś żywym trzeba mieć na to siłę, a siłę bierze się z jedzenia więc... Zbieractwo - to jest coś dla nas! Zbieractwo wymyślono zaraz po koszach z wikliny, bo chyba wiecie, jak nieelegancko zbierać jagody do plastiku. Ogólnie z obu da się wyżyć, ale ktoś wpadł na pomysł: "Hej! Postawmy tu chałupkę, rozsiejmy nasiona i zbudujmy więzienie dla każdego stworzenia, które nie zna arytmetyki i uda nam się je złapać!". Tak zrobili. Nazywa się to osiadły tryb życia i pozwala nam to oglądać w spokoju nowy sezon "Gry o Tron" zamiast biegać za dzikami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5GyMfR-5x4kvOCLE17bqDtWe2CT1KAWXaDTide53YtewKmFv7m1wiJ007sa66w_r7nrb_2hG3hazYdbjFQgCwwJmYgBj-QQlXPjBP_5uSg2ccmrUYAE5zmQNpcL-oB0vdYWHjmp8Sdss/s1600/polowanie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5GyMfR-5x4kvOCLE17bqDtWe2CT1KAWXaDTide53YtewKmFv7m1wiJ007sa66w_r7nrb_2hG3hazYdbjFQgCwwJmYgBj-QQlXPjBP_5uSg2ccmrUYAE5zmQNpcL-oB0vdYWHjmp8Sdss/s1600/polowanie.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Łowczyni po tygodniach niepowodzeń</td></tr>
</tbody></table>
Ale dało nam to coś jeszcze! Dzięki łatwemu dostępowi do żywności ludzie, zamiast zjadać wszystko naraz wtedy, gdy się pojawiło (na przemian: mamut - dieta, mamut - dieta), zaczęli dzielić posiłki i spożywać je o różnych porach dnia. Całkiem błyskotliwe, nie zawsze realistyczne (wciąż nie mogę zakwalifikować tej paczki ciastek po obiedzie), ale to ciekawe zagadnienie i czemu by nie napisać o nim więcej, analizując śniadanie, drugie śniadanie (tu plus za oryginalność nazwy), obiad, podwieczorek i kolację?<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Na pierwszy ogień idzie śniadanie. Zjada się je w godzinach od 5 rano do 10:30 (przynajmniej tak chce Ronald McDonald). Mówi się, iż jest to posiłek najważniejszy i powinien być pożywny. Dobrze przeczytaliście - pożywny. Kawa i papierosy są zdecydowanie poza menu. Najlepiej więc zjeść coś z nieśmiertelnego tria (always on tour!): jajecznica, parówki i kanapki. Problem ze śniadaniem jest taki, że gdy pracujemy na poranną zmianę, jesteśmy zmuszeni przygotowywać je w trybie "zombie". Dlatego właśnie nie powinno się wydziwiać z jakimiś omletami czy innym badziewiem, tylko wyćwiczyć się na poziom "pro" w rozbijaniu skorupek, gotowaniu wody na parówki i smarowaniu pieczywa. Coś trudniejszego może po prostu napotkać na przeszkodę w postaci porannego stanu naszych umiejętności manualnych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSHmbSo6CEWolVqCLX82MvByTHpFJaCVNYPFu0RHOC9Y-tkzM88llXZM658Wa9XhTtAbMNpl84saPwhVNC8dS11_LAtFOUr9FdiNUnLDAKCjsVVVmPrZlyukjq1Ow5oW8dJ5darZPIGto/s1600/ronald.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSHmbSo6CEWolVqCLX82MvByTHpFJaCVNYPFu0RHOC9Y-tkzM88llXZM658Wa9XhTtAbMNpl84saPwhVNC8dS11_LAtFOUr9FdiNUnLDAKCjsVVVmPrZlyukjq1Ow5oW8dJ5darZPIGto/s1600/ronald.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Hola! Big Mac o 9? Dobrze się czujesz?</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś w tym momencie na pewno pomyślał: "Przecież parówki są niezdrowe! Widziałem reportaż w telewizji, w którym wkładają do nich zmielone numery <i>Życia na gorąco</i>!" Tak, wszyscy widzieliśmy ten reportaż. Ja także. Ale - jak to mówią - czas leczy rany. Pewnie przez lata poprawiła się jakość produktów, pojawiły się lepsze rodzaje. W tym momencie - to ciekawostka - sprzedaje się naprawdę dobre parówki z dużą ilością prawdziwego mięsa, tylko nazywa się je "kiełbaskami". To jest taki swego rodzaju awans ("Kochanie, od dziś nie jestem serdelkiem, jestem kiełbaską! Koniec z Mazurami, w tym roku lecimy na Rodos!"). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Takich cyrków nie ma z jajkami (przynajmniej dopóki ktoś nie zacznie ich reklamować jako wolnych od GMO, jak robi to "Farmio"). Jajka także są oczywiście są lepsze i gorsze (numer "3", czyli jajka składane w Alcatraz). Najlepsze są te od kur luźno biegających, nie zestresowanych - na ryneczku oznaczają je jako odmiana "Woodstock". Co ciekawe, są one jakby większe, jaśniejsze i papka jajecznicowa z nich robiona jest jakby bardziej gładka. Cóż jednak z tego, jeśli nie mamy czasu się zachwycać smakami, bo spieszymy się do pracy/na uczelnię/na pociąg/poranną grę w piłkę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWAzSUaN8txqIbHOkixL7UUgpDpMsgJH_WgqJ0BX9mu5z25tIAgHBx-EJLBdlWQ3lMW7h6nJteoFnedZtfWzRb8tj-eqDdrChpSY6HSBWUvGYK3fMPXalusWlnxngS6ikg0uTiJYcZ_Z8/s1600/jajka.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWAzSUaN8txqIbHOkixL7UUgpDpMsgJH_WgqJ0BX9mu5z25tIAgHBx-EJLBdlWQ3lMW7h6nJteoFnedZtfWzRb8tj-eqDdrChpSY6HSBWUvGYK3fMPXalusWlnxngS6ikg0uTiJYcZ_Z8/s1600/jajka.jpeg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ferma</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Sytuacja może stać się nieco napięta, z groźbą spóźnienia się na środek transportu włącznie. Istnieją dwa sprawdzone sposoby radzenia sobie z nią. Pierwszy - zrobienie sobie kanapki w mieszkaniu w celu zjedzenia przez drogę; drugi - zakupienie pączka/drożdżówki w "Awiteksie". Jak widzicie jest to ostateczność, bo jesteśmy zmuszeni zjeść pseudo-wypiek z "Awiteksu" lub spożyć kanapkę w miejscu publicznym. A jakimś cudem jedzenie kanapki przy ludziach (szczególnie nie zawiniętej w papier) wydaje mi się wyjątkowo niezręczne. Mam wtedy wrażenie, że wszystkie spojrzenia lądują na mnie, a może to być o tyle traumatyczne, że w pewnym momencie na mnie ląduje też kawałek szynki lub w najlepszym razie okruchy z chleba. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Tyle z naszego podwórka. Jak może wiecie - a na pewno warto przywołać ten fakt w tym miejscu - cywilizowany świat (czyli gdzieś tak od Marsylii do Edynburga) zna dwa główne rodzaje śniadań - francuskie: takie z bagietą i dżemem (pamiętajcie, by nigdy nie mylić dystynkcji ze skąpstwem) i wyspiarskie: z bekonem, fasolą i jajkiem (po czymś takim można rządzić światem). Oba to jednak straszna nuda. Amerykanie jedzą np. naleśniki i polewają je sosem klonowym. Podobno jest to ambrozja. Tzn. widziałem to w "Pełnej chacie" i równie dobrze mogli kłamać wiedząc, że nigdzie nie dostanę mąki kukurydzianej. Sami widzicie, jak bardzo jesteśmy cywilizacyjnie do przodu z naszymi parówkami, nawet jeśli znajdziemy w niej artykuł o życiu prywatnym Shazzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze wiem, że i tak większość z was śniadania nie je, albo je o 14, więc potraktujcie to jako luźny zestaw przemyśleń i porad. Jeśli tylko nie będzie wam burczało w brzuchu do 12, uznam to za swój sukces. Następnym razem: drugie śniadanie.</div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-14023702820218434232014-02-21T00:04:00.001+01:002014-02-21T07:29:23.095+01:00"Natures. Paluszki zakręcone. Z ząbkiem czosnku i ziołami", 70g (Lubella)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-SoibOSwibjU/UwZnEWSuo6I/AAAAAAAACVI/yqEnNrSjlFI/s1600/1540427_400900813379323_2091074339_o.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-SoibOSwibjU/UwZnEWSuo6I/AAAAAAAACVI/yqEnNrSjlFI/s1600/1540427_400900813379323_2091074339_o.jpg" height="200" width="168" /></a></div>
<b>"Natures. Paluszki zakręcone. Z ząbkiem czosnku i ziołami", 70g (Lubella)</b><br />
Paluszki Natures czosnkowo-ziołowe.<br />
<b>cena detaliczna</b>: ok. 1,79 zł.<br />
<b>liczba kalorii</b>: ok. 353 kcal/100 g<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Na początku chciałbym serdecznie przeprosić naszych czytelników, iż tak długo musieli oczekiwać na dawno zapowiadaną recenzję nowego przysmaku Lubelli. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie rzec, że w ostatnich dwóch tygodniach wyjątkowo często spotykałem się z rozmowami zaczynającymi się od "Panie Marcinie... <i tu wstawiamy coś, co trzeba zrobić dla Promotora, UJotu, Patrona, sąsiada, któremu się cieli krowa, itd.>" i dopóki słowa mocy/zaklęcia "Panie Marcinie..." nie użył Krzysiek, nie byłem w stanie zmobilizować się do pisania.<br />
<br />
Najnowszy wyrób paluszko-podobny wypatrzyłem na półce pobliskiego "Lewiatana". Skusił mnie jego nietypowy wygląd, cena i fakt, że nie lubię "Zmierzchu", a w Biblii przeczytałem, że czosnek jest dobry na wampiry. Zabrawszy go do domu na wieczorne wpieprzanie, rozpakowałem, skosztowałem i na usta cisnął mi się ów <a href="http://www.youtube.com/watch?v=-L2o5OHTgKU" target="_blank">klasyczny tekst</a>. Coś bowiem było nie tak, ale od początku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-CF0lAP6Is-Q/UwZpm8j3ObI/AAAAAAAACVc/IZawt6WasCM/s1600/IMG_2300.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-CF0lAP6Is-Q/UwZpm8j3ObI/AAAAAAAACVc/IZawt6WasCM/s1600/IMG_2300.JPG" height="320" width="213" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A teraz - "bez trzymanki!"</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Na pierwszy ogień idzie jak zwykle opakowanie. To jest zaś produktem z najwyższej półki. Pamiętacie jak zachwycałem się saszetką zawierającą czekoladowo-miętowe kuleczki <a href="http://wpieprzamy.blogspot.com/2013/05/aero-bubbles-peppermint-113g-nestle.html" target="_blank">Aero</a>? To, w co zapakowano "Natures" przypomina ją do złudzenia. Prosty, ale wykonany ze świetnym wyczuciem estetyki, wzór graficzny, aż krzyczy - kup mnie! Wszystko jest na swoim miejscu, podane w zgrabny i czytelny sposób: informacje o składnikach, wartości odżywczej, data przydatności do spożycia, etc. Dodatkowo możemy obejrzeć sobie przez folię (a ta jest odpowiednio gruba, nie jest to oślizły plastik w stylu Lajkoników czy innych Beskidzkich) sam wyrób. To nie koniec pozytywów - saszetka jest wykonana tak, że bardzo łatwo się otwiera (na idealnej wysokości, umożliwiającej łatwy dostęp do paluszków) i sama stoi (nie pada na bok, jak produkty z konkurencyjnych "stajni")! Ogromny plus! (aczkolwiek osobiście nadal z rozrzewnieniem wspominam niedzielne wizyty u swojej babci, która zawsze witała mnie i brata, paluszkami wsypanymi do szklanki - jak Pan Bóg przykazał).</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-vfYrofjgqUI/UwZpPCiX2kI/AAAAAAAACVU/t21x3CkeiGQ/s1600/IMG_2303.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-vfYrofjgqUI/UwZpPCiX2kI/AAAAAAAACVU/t21x3CkeiGQ/s1600/IMG_2303.JPG" height="213" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Takie ładne mam paluszki.</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
No dobrze, ale to się jednak je, a nie stawia na telewizorze i podziwia. I tu właśnie pojawia się wspomniany wyżej zgrzyt. Otóż specjalnym fanem czosnku nie jestem, ale bez problemu zjadam go w czipsach, serkach i innych przekąskach, a tu od razu nieprzyjemnie uderzył mnie w kubki smakowe. Jak na moje oczekiwania smak czosnkowych "Natures" okazał się być trochę zbyt wyrazisty, zbyt natrętny (być może to efekt połączenia z ziołami). Nie jest to przy tym problem samych paluszków - wypiekanych w naturalny sposób (bardzo ładnie wyglądają, co sami możecie zauważyć na zdjęciu powyżej), bowiem same w sobie smakują naprawdę nieźle (wkrótce poddam ocenie także "Natures" z solą morską, o łagodniejszym smaku), ale właśnie zastosowanej w tym konkretnym "modelu" przyprawy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Żeby nie było, że wybrzydzam, zakupiłem kolejną paczkę i zabrałem ją do pracy, aby poddać testom koleżanki i kolegów. Zadawałem im dwa pytania: 1) Czy czosnkowo-ziołowe "Natures" są lepsze, czy gorsze od "zwyczajnych" paluszków; 2) Jakbyś je oceniła/ocenił w skali od 1-10:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<div>
<ul>
<li>Magda G.: <i>Zdecydowanie <b>gorsze</b></i><i>. Oceniłabym na <b>4.5/10</b> </i>(kobieta to się zawsze wyłamie ze schematu...)<i>, bo wprawdzie lubię czosnek, ale nie aż tak mocny w paluszkach. Czuję się, jakbym chrupała całe główki czosnku. Same paluszki chrupie się dobrze, ale ten smak...</i></li>
<li>Edyta: <b><i>Gorsze. </i></b><i>Cena adekwatna do jakości, całość oceniam na <b>3.5/10</b>.</i></li>
<li>Klaudia: <i><b>Gorsze. </b></i><i>Dałabym <b>3/10</b>. Nieładnie pachną, są takie jakby niedopieczone. Sztuczny smak, jakbym jadła czosnek z torebki.</i></li>
<li>Michał: <i><b>Lepsze. 7/10. </b></i><i>Ale mojej dziewczynie nie smakują.</i></li>
<li>Łukasz W.:
<i><b>Lepsze. 6/10.</b></i>
</li>
<li>Agata: <i>Bleeeeeeeeeeeeee! </i>(to prawdopodobnie znaczyło, że <b>gorsze</b>) <i><b>2/10.</b></i></li>
<li>Marysia: <i>Same są raczej <b>gorsze</b> (<b>4/10</b>), ale do piwa okay. Dałabym wtedy <b>7/10 </b></i>(niestety piwo nie jest dodawane do opakowania).</li>
<li>Magda A.: <i>Ani lepsze, ani gorsze - <b>takie same</b>. Idealna chrupkość, opakowanie bardzo ciekawe. <b>6/10</b>.</i></li>
<li>Łukasz D.: <i><b>5/10</b>. Do piwa okay, same nie bardzo.</i></li>
<li>Rafał: <b><i>Lepsze. </i></b><i>Mogą być. <b>6/10</b></i><i>.</i></li>
<li>Przemek: <b>Gorsze</b>, <b>3/10</b>. <i>Ale bardzo nie lubię czosnku, podobnie jak narodu... </i><piiiii! - cenzura>.</li>
</ul>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak widać - zdania były podzielone, ale pozwoliły na wyciągnięcie średniej, która po zaokrągleniu w górę daje <b><a href="http://wpieprzamy.blogspot.com/2014/01/system-oceniania-na-wpieprzamy.html" target="_blank">5/10</a></b>. W moim odczuciu nie jest to do końca sprawiedliwa nota, bo "Natures" to produkt nieprzeciętny, który chrupałoby się całkiem przyjemnie, gdyby... no właśnie. Gdyby nie ten cholerny, dziwnie smakujący czosnek.</div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-19290476247839681762014-02-08T22:15:00.000+01:002017-10-06T16:55:19.924+02:00Bagieta czosnkowa ("Biedronka", "Lidl")<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXE1s61fdzv9AWpTOq6_j4Mu8ttg5-LcQfb_dZUFMVLy3CCO_QXQNJI5jppmEN367inLpl6U_X9vjBW3CUxFGaaRZdYFj1XC76QbTaeBaWGYEFi9FAFAYfE-1P8WUVeqqqX9wGOgQKRGo/s1600/20140208_205627.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXE1s61fdzv9AWpTOq6_j4Mu8ttg5-LcQfb_dZUFMVLy3CCO_QXQNJI5jppmEN367inLpl6U_X9vjBW3CUxFGaaRZdYFj1XC76QbTaeBaWGYEFi9FAFAYfE-1P8WUVeqqqX9wGOgQKRGo/s1600/20140208_205627.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Bagieta czosnkowa ("Biedronka", "Lidl")</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>cena:</b> 2,60 zł</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>liczba kalorii:</b> dnk</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Doszły mnie niedawno słuchy o zjawisku spożywczym, jakim jest bagieta czosnkowej. Jest to produkt występujący w sklepach samoobsługowych takich jak "Biedronka", "Lidl" czy jakieś inne, francuskie. Jak głosi opis strony fanów produktu biedronkowego na facebooku (87 tysięcy lajków!) jest to "wyjątkowe połączenie niezwykłego smaku i korzystnej ceny." Zachęcony emocjami opowiadającej o bagiecie znajomej Tajemniczej Wielbicielki Wyrobów Pszennych (specjalistka ds. produktów głęboko mrożonych), której opowieść stanie się kanwą niniejszego tekstu, postanowiłem sprawdzić, jak wiele jest w entuzjastycznych opiniach prawdy. Opiszę więc bagietę ogólnie i porównam tę z "Biedronki" z bagietą z "Lidla".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Niezależnie od wybranego sklepu bardzo ważny dla późniejszej konsumpcji jest moment wyboru konkretnego modelu. "Ważne, żeby była dobrze wypieczona. Idealnie złocista!" - nakazuje Tajemnicza Wielbicielka. Bagietki leżą już wcześniej pokrojone (tzn. cząstki zwisają na skórce). Właściwie nie wiadomo po co, bo można jeść na raz, przekrajając całość. Jeśli jednak ktoś chce zabłysnąć przygotowując rodzinne śniadanie (nie, żeby dawali za to nagrody), to może położyć na talerzyku i każdy weźmie sobie kulturalnie po cząstce i naładuje na to kawioru. Bądźmy jednak poważni.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyYiZJhyrlVwUWS5ROh1Gsj_gZEdaGRM28mr4Ls-fBZaj_DYADd9NPiwMfX7rsc5gUpe36cDGEgL7pswZqIfuIuOvnC71-7hHlUrLd0HcydOK-L9GMoKPtdxRMGbArwoE4KeS6J9z8ASw/s1600/bagieta.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyYiZJhyrlVwUWS5ROh1Gsj_gZEdaGRM28mr4Ls-fBZaj_DYADd9NPiwMfX7rsc5gUpe36cDGEgL7pswZqIfuIuOvnC71-7hHlUrLd0HcydOK-L9GMoKPtdxRMGbArwoE4KeS6J9z8ASw/s1600/bagieta.jpeg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bagieta wystająca z plecaka oznaką dekadencji.<br />
<br />
<br /></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Każdy z kawałeczków jest dwustronnie posmarowany (TWWP używa nawet trafnego sformułowania "nasączony") jakimś rodzajem masełka czosnkowego (tu mała dygresja: kiedyś takie masełko w osełce można było łatwo znaleźć i zakupić, dziś jesteśmy raczej zdani na domową produkcję). Dzięki temu miąższ bułeczki jest dużo bardziej miękki niż zwykle. Widać tam takie ciemne paprochy - można dać się przekonać, że istotnie miało to jakiś kontakt z czosnkiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Jeśli chodzi o zapach, ach! "Aromat polskiego, świeżego pieczywa!" - przeżywa Wielbicielka. Może jest to przesadą, bo to zwykłe mrożone pieczywo z supermarketu, tylko dość pomysłowo przygotowane, co odejmuje nam sporo roboty. Ale faktycznie - aromat jest najwyższych lotów! Smaki opiszę poniżej, gdzie porównam "Biedrę" z "Lidlem".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Minusem produktu jest niestety jego cena. "Ale lepiej sobie odjąć od ust inne delikatesy!" - wykazuje poświęcenie Specjalistka. 2,60 zł za kawałek białego pieczywa (cena jest taka sama w obu marketach) może niektórych zszokować, ale jakość w tym wypadku skutecznie ociera łzy. Spoglądamy w pusty portfel, jednak myślimy z uśmiechem: "com się najadł czosnkowego, to moje!".</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQ0o4ANe52s5IneN6lmWRg1DutpctsuWArsbfqyNTvM4zcu4-poyK_0nvLTyg0LKT59kzHAwCLrM-LDVsz-sd47W7FdCN6UtKfdCvX2CgmyF9jQxQ_PYKNI0djICn8qYSV1HhPsapFufs/s1600/20140208_205618.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQ0o4ANe52s5IneN6lmWRg1DutpctsuWArsbfqyNTvM4zcu4-poyK_0nvLTyg0LKT59kzHAwCLrM-LDVsz-sd47W7FdCN6UtKfdCvX2CgmyF9jQxQ_PYKNI0djICn8qYSV1HhPsapFufs/s1600/20140208_205618.jpg" width="150" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kolejno: "Biedronka" i "Lidl". #shittyfoodporn</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Istnieje też wersja głęboko mrożona (może raczej: nie rozmrożona). Ma tę zaletę, że buduje nasze poczucie własnej wartości, gdyż czujemy, iż to my przygotowaliśmy posiłek. Tak naprawdę tylko włączyliśmy piekarnik, ale nasze ego czuje się, jakby właśnie skończyło Harvard. Jednakże warto choć raz wypróbować ten sposób, bo dostarcza on wrażeń zapachowych przed zjedzeniem. Aromat roznosi się po całym domu. Nic, tylko nasypać mąki po podłodze i bawić się w piekarnię!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
A czym różni się bagieta z "Biedronki" od tej z "Lidla"? Są one naprawdę bardzo podobne. Smak drugiej jest jakby bardziej intensywny (to pewnie zasługa większej ilości masełka), lecz wcale nie działa to na jej korzyść. W ogóle ciężko rozmawiać o smaku, każdy ma pewne pojęcie, jaki on może być. Wchodzą w grę odczucia nieopisane: delikatność, rozpływanie się w ustach. Trafiło mi się, że ta z "Lidla" była także bardziej blada. Dlatego dostaje <strong>7-8/10</strong>. Za to ta z "Biedronki" <strong>8-9/10</strong>. Skąd widełki? Bo wiele zależy od tego, co się akurat trafi! Smacznego!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
P.S. Bagietę co najwyżej smarujemy masłem, żeby nie straciła smaku!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Serdeczne podziękowania dla Tajemniczej Wielbicielki Wyrobów Pszennych (specjalistki ds. produktów głęboko mrożonych)! Proszę sobie wyobrazić, że kocha ona pieczywo tak bardzo, iż jest stałą bywalczynią forum pracowników "Biedronki", gdzie dowiaduje się o godzinach dostaw i warunkach pracy załogi! </div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-18544234614372552014-01-26T22:18:00.001+01:002014-01-26T22:18:10.903+01:00MaxiPizza Salami (duża) <div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI2Tx-sn5pEHEEe5kG3i7q14ljJmJPvTk1C5Jm-KDmOgFwSZSJ6lPyiBQsEmpnp0hdWTp797GKNzTtf3LfqBo27H0gHJdGuCR3ZNUbqBgRHAeloITPeZOyDgsHPfRPeeZkYkceuMsMp1Q/s1600/maxipizza.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI2Tx-sn5pEHEEe5kG3i7q14ljJmJPvTk1C5Jm-KDmOgFwSZSJ6lPyiBQsEmpnp0hdWTp797GKNzTtf3LfqBo27H0gHJdGuCR3ZNUbqBgRHAeloITPeZOyDgsHPfRPeeZkYkceuMsMp1Q/s1600/maxipizza.jpg" height="168" width="200" /></a></div>
<b>MaxiPizza Salami (duża) (www.maxipizza.pl) </b><br />
<b>cena detaliczna:</b> 26,44 zł. / 24,88 (zamawiając z „ulotką internetową”)<br />
<b>liczba kalorii:</b> przeogromna<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zatrzymajmy się na chwilę nad znaczeniem, jakie wiąże się z zamawianiem i spożywaniem bomby kalorycznej jaką stanowi typowa pizza zamówiona w naszej szerokości geograficznej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym miejscu warto dodać, że nie chodzi tutaj o pizzę zamawianą w trakcie i w ramach imprezy, np. urodzinowej. Nie chodzi tu o sytuację, gdy okoliczności rozgrzeszają taki posiłek - ba! - gdy jest on całkowicie na miejscu. Mowa tu o pizzy w dzień nasz powszedni. We środę, dajmy na to. Zamawianie, gdy nie można znaleźć żadnego uzasadnienia innego niż to, że chce się zjeść pizzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W takiej sytuacji nurzamy się w grzechu. Radośnie skaczemy na główkę w głąb ludzkiej słabości. Pizza bowiem, niezależnie od miejsca jej zamówienia, jest z natury swojej niezdrowa, kaloryczna i nieopłacalna (sic!). Być może wśród czytelników znajdują się osobnicy, którzy bez żalu wydają 25 złotych na posiłek wypełniony smakiem i pozbawiony wartości odżywczych. Ja do takich ludzi nie należę. </div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic95ZBi9nmGbZHCZn-tszdoWAbk0pJn1rVcTpXhaRkoKPkCWXb3COzoLVdB1Sg1-VelTC17u1f_zpEEBXVqzYCd8Doj3WhyJs4U5iY-CfdibJ2ielWM-9tesbtG0tQLdtvix0FjC4Jijk/s1600/images.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic95ZBi9nmGbZHCZn-tszdoWAbk0pJn1rVcTpXhaRkoKPkCWXb3COzoLVdB1Sg1-VelTC17u1f_zpEEBXVqzYCd8Doj3WhyJs4U5iY-CfdibJ2ielWM-9tesbtG0tQLdtvix0FjC4Jijk/s1600/images.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">MaxiUlotka </td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
A jednak wciąż to robię. Zamawiam pizzę. Wiedząc, że robię źle, robię to mimo wszystko, jak śpiewające bandziory w "West Side Story". Wiem doskonale, dlaczego ją zamawiam, wiem, że to nieracjonalne, wiem nawet, jak zdusić w sobie atawistyczne pragnienie tłuszczu, soli i cukrów prostych, których magiczną mieszanką jest pizza. Wiem, że będę żałował, a mimo to – wykręcam numer.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio najczęściej po MaxiPizzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętam mój pierwszy raz, pierwszy moment spotkania moich kubków smakowych z ordynarnie fastfoodowo wyglądającym ciastem MaxiPizzy. Była ciemna, styczniowa noc, siedziałem wygłodniały w podziemiach jednego z licznych krakowskich klubów. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach setek wylanych piw i tysięcy młodzieńczych uniesień, wszystkich tych rzeczy, co do których nie ma pewności, czy wydarzyły się naprawdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tam, na stole, leżała Ona. Pizza Salami, nr 4, na cieście grubym. Jeszcze ciepła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od tamtego czasu, ilekroć o niej opowiadam, używam tego samego sformułowania, które z każdym użyciem staje się coraz mniej dowcipne. MaxiPizza to pizza z kokainą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym miejscu oświadczam wszem i wobec, MaxiPizza, zamawiana na ul. Bratysławskiej w Krakowie jest pizzą moją ulubioną, a jadłem ich wiele.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
MaxiPizza nie udaje, że jest czymś innym, niż jest. Każdy pretensjonalny Włoch przewracałby nad nią oczami, kręcił nosem i mówił po włosku. Jest pizzą z wyglądu, składników i smaku w pełni fastfoodową. Staje w swojej zamerykanizowanej prawdzie przed naszymi oczyma i mówi: Oto jestem! Jedz mnie, jeśli zechcesz, ale nie łudź się konsumencie, nie jestem niczym innym ponadto, jak wyglądam! Jestem niezdrowym jedzeniem, jestem jedzeniem, o którym sobie obiecujesz, że nigdy więcej i do którego wracasz raz za razem, niezawodnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I bardzo dobrze, w roli takiego właśnie posiłku spisuje się znakomicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrmHjUfOVFwOdOoCuKpTrzz2Ux3isiGhZutl9BkIQDQCqGbe_N8fxTFCjfkX2HFXk5N2zQ4QprATNW41XASSPvxW3wsS1xzoAnxp-0uToHmNc7w0ua0AcBeyEbnsvMQqTPfSQuYPib4-w/s1600/pizza.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrmHjUfOVFwOdOoCuKpTrzz2Ux3isiGhZutl9BkIQDQCqGbe_N8fxTFCjfkX2HFXk5N2zQ4QprATNW41XASSPvxW3wsS1xzoAnxp-0uToHmNc7w0ua0AcBeyEbnsvMQqTPfSQuYPib4-w/s1600/pizza.jpg" height="212" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zdjęcie ze strony internetowej, rzeczywista pizza może się od niego różnić </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Zamawiajcie koniecznie na grubym cieście - jest miękkie i pyszne. Składniki, nieliczne, rozpływają się w ustach, zalewając kubki smakowe rozpuszczonymi super-trans-nasyconymi tłuszczami. Domyślam się, że składnik, który sprawia, iż tak smakuje, to coś w rodzaju glutaminianu sodu, ale w momencie, gdy trzymasz ją w ustach, nie ma to znaczenia. Chcesz tylko jeść, jeść więcej, tyć, nie ruszać się z kanapy, grać w gry komputerowe i z MaxiPizzą przy boku przegrywać życie. Staczać się w rytmie radosnego przeżuwania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bacz jednak na jedno! Czar szybko pryska.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
MaxiPizza pozostawiona samej sobie, odłożona na bok, stygnie, schnie, tłuszcz na niej zastyga i się utwardza, słowem – traci cały swój wulgarny urok. Patrzysz na nią i widzisz niezdrowe jedzenie pozbawione magii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale niech żywi nie tracą nadziei! Dzięki największym osiągnięciom współczesnego świata kulinarnego w postaci mikrofalówki w ciągu kilku minut można przywrócić pizzy 75% dawnego aromatu. To wciąż całkiem nieźle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatem, jeśli ktoś chce poczuć się jak niezdrowy prosiak, oto prosta droga. Jedzcie, tyjcie, wzrastajcie w radości obżarstwa. Potem bądźcie dla siebie mili, poklepcie się po brzuszkach, powiedzcie sobie errare humanum est, humani nihil a me alienum puto i obiecajcie sobie, że nigdy więcej. Do następnego razu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Daję tylko <b>8/10</b> bo bardzo głęboko pragnę wierzyć, że istnieje pizza jeszcze lepsza. I serce mi krwawi, gdy pomyślę o wszystkich tych ludziach w Krakowie, do których MaxiPizza nie jest dowożona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Smacznego!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/VXx126QIVJg?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
P.S.</div>
<div style="text-align: justify;">
Konkrety:</div>
<div style="text-align: justify;">
Pizza jest dość duża (45 cm.) na grubym, bardzo miękkim, puszystym cieście. Składniki według strony internetowej to: sos pomidorowy łagodny, ser mozarella, salami, oregano. Według mnie to salami i maź pomidorowo-serowa na wierzchu. Wrażenie taniości i niewielkiej ilości składników towarzyszy konsumentowi od pierwszego wejrzenia, ale ze względu na doskonały smak całości można przymknąć na to oko, a nawet oboje oczu. Ogólnie bardzo dobrej jakości pizza natelefonowoimprezowa. </div>
<br />
Michał<br />
<br /></div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-71526323081897337432014-01-21T20:32:00.001+01:002014-01-21T20:32:56.200+01:00Wywiad z Krzyśkiem, współzałożycielem Wpieprzamy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-MuGOUexfdhY/Ut7LNZLzgMI/AAAAAAAACUc/c14otUs1lVs/s1600/32873_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-MuGOUexfdhY/Ut7LNZLzgMI/AAAAAAAACUc/c14otUs1lVs/s1600/32873_1.jpg" height="187" width="200" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Z Krzyśkiem spotykamy się w starym barze mlecznym, w którym
niegdyś żywili się wąsaci kierowcy PKSów kursujących pomiędzy miejscowościami,
jakich wstydzą się nawet mapy. Tu - pomiędzy barszczem z uszkami, a żurem z
kiełbasą – Krzysiek czuje się bezpiecznie i swobodnie. Sam przez chwilę się
waham, bowiem nawet sztućce zdają się mówić – „Nie lubimy tu obcych!”, ale mój
rozmówca jest nad wyraz spokojny. „To Pan Zdzisław” – wskazuje na korpulentnego
jegomościa zajadającego się w kącie pomieszczenia – „Koledzy mówią na niego
Dzidek. Zawsze zamawia kapustę, ćwiartkę wódki i jajko, którego nigdy nie
dojada. Siła przyzwyczajeń.” Najwyraźniej Krzysiek zna tu wszystkich, co
pozwala skupić mi się na rozmowie, a nie na trosce o to, czy nie skończę z
widelcem w oku.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Jak wysoko w Twojej piramidzie potrzeb sytuuje się
jedzenie?<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Myślę, że
tylko stopień niżej od łącza internetowego. Posiłki traktuję jednak czysto
zadaniowo, innymi słowy - jem, aby żyć, a nie żyję, aby jeść. Dlatego w
przypadku śniadania, obiadu i kolacji nie ma dla mnie większego znaczenia
wygląd i szeroko pojęta wykwintność jedzenia. W żadnym wypadku nie jestem
wybredny! Nie rozumiem osób, które chodzą do drogich restauracji i wydają
mnóstwo pieniędzy na coś, co może ładnie wygląda (o ile docenia się design z truchła
zwierząt i np. sosu grzybowego), ale nie nasyci zdrowego człowieka. Oczywiście
mam swoich faworytów (makarony, pizza, kanapka z serem). W przypadku
recenzowanych produktów jest nieco inaczej, gdyż są to najczęściej przekąski,
jedzeniowe używki. Mimo to wspomniane
podejście do żarcia przebija się w tekstach o nich. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Wyobraź sobie, że lecisz na pokładzie polskiego samolotu
rządowego i tradycyjnie już, rozbijasz się, tym razem na bezludnej wyspie.
Jakie trzy produkty żywnościowe chciałbyś tam mieć ze sobą, nim rozdziobałyby
Cię kruki i wrony.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Jedyną
bezludną wyspą, na której mógłbym spotkać kruki i wrony jest ta w Zwierzyńcu,
na której pasą się koniki polskie, ale w porządku - odpowiem. Nie byłoby sensu
jeść nic pożywnego, więc skupmy się na przyjemności: sernik wiedeński mamy,
paczka pistacji i batonik "Daim". Niech się chociaż przebrzydłe ptaki
nabawią cukrzycy!<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Przejdźmy do tego co najważniejsze – do Wpieprzamy. Skąd
pomysł założenia bloga konsumenckiego poświęconego profesjonalnym recenzjom żywności?<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Pomysł
wziął się z wizyty z piekarni sieci "Awiteks". Doznałem napadu
frustracji gdy w przeciągu kilku dni podano mi najmniejszą jagodziankę, mimo iż
przy szybce leżała dwa razy większa, oraz dostałem jakiegoś rogala z czekoladą,
w którym nie było czekolady. A że od dawna zastanawiałem się nad dwoma
rzeczami: rozwinięciem ruchu konsumenckiego w naszym kraju i znalezieniem nowej
formuły dla mojego pisania po tym, jak blog Marcina o polityce bił rekordy
wyświetleń tylko dlatego, że był pełen populistycznych analiz, gdy w tym samym
czasie na mój nie wchodziła mysz z kulawą nogą. Któregoś dnia podsunąłem pomysł
Marcinowi, a on go podchwycił.
Zwerbowaliśmy Michała. Nazwę niestety także wymyśliłem ja, ale na pocieszenie
dodam, że to co zaproponował Marcin nie nadaje się do cytowania przed
wieczorynką. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Jak Ci się pracuje z człowiekiem takim jak Marcin, który
ma tysiąc pomysłów na minutę i wszystkie próbuje zrealizować przez co oddala
się od projektów zapoczątkowanych wcześniej? Nie przeszkadza Ci jego
niestałość, to że zamiast siąść na tyłku, zeżreć coś i opisać, woli uczyć się
hiszpańskiego, spawać artystycznie, prowadzić żłobek dla pingwinów i
konstruować w garażu głowicę nuklearną?<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Kwestia
przyzwyczajenia. Sam mam podobny umysł, myślę, że dodatkowo mam problemy ze
skupieniem uwagi. W związku z tym dogadujemy się bardzo dobrze, choć czasem
wymagamy nieco cierpliwości z drugiej strony. Na zmniejszenie ułamka
niezrealizowanych pomysłów mam taki sposób, że mówię kilku osobom o moich
planach po to, by wywierali na mnie presję. Niestety nawet to nie zawsze
działa. Ale lepiej mieć mnóstwo pomysłów i zrealizować choćby część, niż ich
nie mieć i nie realizować wcale, czyż nie?
<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">A co możesz powiedzieć o Michale? Widziałeś go w ogóle
ostatnio? Jego recenzja bronowickich zapiekanek przyniosła Wam kilkadziesiąt
tysięcy wyświetleń.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Recenzja
zapiekanek była świetna. Myślę, że była to duża reklama dla opisywanego
zakładu, ale jeśli produkt jest tak dobry, to wypada się z tego tylko cieszyć.
Nie widziałem Michała od bardzo dawna, nie mam pojęcia, co się z nim dzieje.
Chodzą słuchy, że jest na tajnej misji na Kubie i ma zabić Fidela Castro.
Polski wywiad miał jednak przestarzałe informacje i nie zdążył go poinformować, że El Commendante nie żyje
już od jakiegoś czasu. W związku z tym możemy jeszcze za nim zatęsknić.
Najbardziej brakuje mi jego anegdot opowiadanych przy piwie. Każda mogłaby
zostać zekranizowana, najlepiej przez von Triera, Lyncha i Smarzowskiego
jednocześnie. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Macie jakieś plany związane z rozwojem portalu?<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Sam nie
wiem. Założyliśmy go jako zupełnie luźne przedsięwzięcie, coś co robimy głównie
dla znajomych. Dorobiliśmy się jednak wiernych fanów, także tych osobiście nam
nieznanych. Czas pokaże. Być może niedługo pojawią się posty w nowej, ciekawszej
formie. Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy chciałbym, żeby "Wpieprzamy"
było naprawdę popularne, to moja odpowiedź brzmi: tak! Najchętniej w ogóle
uczyniłbym z pisania głupot źródło dochodu, ale najważniejsze, by pisząc
ćwiczyć swój warsztat.<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">A co poza tym? Kończysz studia prawnicze. Czy zobaczymy
Cię za biurkiem, w garniturze, znudzonego i zepsutego jak drugoplanowi
bohaterowie seriali z cyklu "Samotna Nieporadna Prawniczka". <o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Szansa na
zobaczenie mnie w garniturze póki co jest podobna do tej na spotkanie Wielkiej
Stopy. Nie wykluczam niczego, bardzo możliwe, że będę prawnikiem, ale obiecuję,
że nie zmienię się w związku z tym. Inna sprawa, ile wytrzymałbym w takim
środowisku. Ostatnio ktoś mi powiedział, że nawet moja fryzura nie przystoi
prawnikowi. "Przepraszam, ale wolałbym powierzyć sprawę mojego
odszkodowania komuś, kto jest mniej podobny do Everly Brothers" - tak to
widzę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">W takim razie widzę, że przed Tobą jeszcze wiele wyzwań.
Jakie uważasz za największe?<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Teraz? Myślę,
że fakt, że kluski mi rozmiękły. Jak widzisz, sytuacja jest dramatyczna
(Krzysiek ze smutkiem spogląda na talerz). Nie ma nic gorszego od rozmiękłych
klusek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Kończąc rozmowę, życzę Ci więc, by kluski zawsze były twarde!<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<b><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">Krzysiek
kiwa głową. Je w ciszy, drobnymi kęsami. Widać, że jest szczęśliwy.</span></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-62815175562839667322014-01-13T11:36:00.000+01:002014-01-13T11:36:22.117+01:00System oceniania na Wpieprzamy<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="http://www.knhd.law.uj.edu.pl/documents/3035628/1dd6d9e0-ce36-4ccf-b1ef-d779d8710d8c" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://www.knhd.law.uj.edu.pl/documents/3035628/1dd6d9e0-ce36-4ccf-b1ef-d779d8710d8c" width="200" /></a>„Wszystko płynie” – jak zauważył starogrecki mędrzec, a „to, co płynie podlega nieustannym ocenom” – chciałoby się dodać. Oceniamy wszystko: od pogody, przez jakość szczoteczki do zębów, aż po stan trzeźwości wujka Zdziśka na imieninach u ciotki Hanki. Od poczęcia, aż do śmierci towarzyszy nam wartościowanie posunięte do granic absurdu: <em>„Czy nie było lepszej pępowiny i wygodniejszego brzucha?”</em>, <em>„Sosna, wiśnia, czy tektura - jaką trumnę dla siebie wybrać?” </em>Powyższe dotyczy oczywiście także jedzenia we wszelakiej postaci, czego dowodem nasz mały blog.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jeśli czytacie nasze teksty do samego końca, zapewne zauważyliście, że wystawiamy produktom oceny w skali od 1-10. To powszechnie stosowany i bardzo uniwersalny sposób oceniania (system ocen szkolnych źle się kojarzy, a system procentowy 1-100% jest mało precyzyjny), gdyż z pewnością sami intuicyjnie czujecie, że produkt, który otrzymał notę <strong>7</strong> jak najbardziej zasługuje na spróbowanie, natomiast od wyrobu ocenionego na <strong>2</strong> lepiej trzymać się z daleka. <strong>Aby jeszcze bardziej ułatwić Wam odbiór naszych recenzji, zdecydowaliśmy się na wzbogacenie naszego systemu ocen drobnym elementem deskrypcyjnym, czyli prostym opisem wskazującym na to, co dana ocena oznacza.</strong></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b><strong>1</strong> <strong>– produkt absolutnie niejadalny, od którego należy trzymać się z daleka.</strong> </b>Do buzi można wprawdzie włożyć wszystko – gwoździe, szlifierkę spalinową, podeszwę starego buta, ale w niektórych przypadkach naprawdę nie warto próbować – zaufajcie nam. Ktoś z nas musiał w końcu spróbować tego „wyrobu”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>2 – spożywać tylko w obliczu groźby śmierci głodowej.</strong> </b>Coś pomiędzy martwym zwierzakiem zdrapanym po dwóch tygodniach z międzystanowej, a napojem cytrynowym z Biedronki w cenie 49 groszy z dwa litry. Jeśli doszło do katastrofy lotniczej i jesteś na pustyni/lodowcu i zjadłeś już współpasażerów, możesz spróbować zjeść i to. Powodzenia!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>3 – można to jeść, ale radości z tego tyle co z siedzenia w okopie pod Moskwą w zimie 1941 roku.</strong> </b>Produkt ma jakiś smak – to niewątpliwy plus – ale ów smak działa na jego niekorzyść, a to diametralnie zmienia postać rzeczy. Jedz, gdy masz za dobry humor i chcesz zapodać sobie nieco dekadencji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>4 – rzecz jadalna, ale coś w niej mocno irytuje, nie pozwalając cieszyć się konsumpcją.</strong> </b>Jak ta dziewczyna ze świetną figurą i żywym, inteligentnym dowcipem, która ma niepokojącą, sadystyczną skłonność do walenia znienacka młotkiem w krocze, albo (w wersji dla kobiet) – przystojny i inteligentny chłopak, który od dziecka marzył o byciu śmieciarzem i chce ten zawód wykonywać do końca życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>5 – rzecz przeciętna, jak typowe, rodzinne, niedzielne popołudnie przy suchym ciastku i Familiadzie.</strong> </b>Nic nie przeszkadza, wszystko chrupie tam gdzie ma chrupać i smakuje tam gdzie ma smakować, ale kubki smakowe nie krzyczą: „jeszcze, daj mi jeszcze!”, tylko patrzą z pretensją, że pożałowałeś grosza na coś smaczniejszego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>6 – jedzenie tego można już zakwalifikować jako przyjemne.</strong> </b>Wiadomo – szału nie będzie, „strefy jedzeniogenne” w jamie ustnej nie zostaną podrażnione, ale po wszystkim, można już pomasować się po brzuszku i bez grymaszenia sięgnąć po więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>7 – czysta przyjemność.</strong> </b>Powyżej tej noty zaczynają się już produkty, które przyczyniły się do wprowadzenia do języka polskiego sformułowań w rodzaju: „Ale się nażarłem… Chcę jeszcze!”. Produkt zjada się ze smakiem i z przyjemnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>8 – wyższa kategoria przyjemności.</strong></b> To już jest naprawdę dobre! Zestawiając to z niemiecką bronią pancerną (jeśli nie wiesz o co chodzi, na pewno masz w pobliżu siebie rudego okularnika, który Ci to wytłumaczy), to jeszcze nie Tygrys, ale już Pantera. Z takim samym wdziękiem i sprawnością sunie przez układ pokarmowy, miażdżąc wszelkie wątpliwości i dając ogrom radości!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>9 – jak obiad u Mamy po dziesięciu latach żywienia się w stołówce studenckiej – cudo!</strong> </b>Gdybyś napotkał chatkę zbudowaną z tego produktu, zżarłbyś ją całą, nie bacząc na wizję niestrawności i ścigania przez nadzór budowlany. Smak tego cuda powoduje, że warto żyć, pracować i zarabiać, żeby można sobie było tego kupić więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><strong>10 – przysłowiowe „niebo w gębie”.</strong> </b>Ambrozja skradziona bogom i podarowana śmiertelnikom. Takie produkty trafiają się niezwykle rzadko, albowiem żeby stworzyć coś takiego trzeba lat badań, doświadczenia i potężnej dawki szczęścia. Będziesz chciał sprzedać narzeczoną na Gumtree, żeby móc pójść po większą ilość do spożywczaka.</div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-64076967045238615302014-01-11T18:19:00.002+01:002014-01-11T18:54:25.568+01:00Zupa ogórkowa, 67g (Amino)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-2L_O1KlmHtw/UtFpyGzEGjI/AAAAAAAAB_Q/boXHqiwQnLQ/s1600/zupa-ogorkowa-67g-blyskawiczna-amino_0_b.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-2L_O1KlmHtw/UtFpyGzEGjI/AAAAAAAAB_Q/boXHqiwQnLQ/s1600/zupa-ogorkowa-67g-blyskawiczna-amino_0_b.jpg" height="200" width="144" /></a></div>
<b>"Zupa ogórkowa", 67g (Amino)</b><br />
Zupa błyskawiczna, ogórkowa.<br />
<b>cena detaliczna</b>: ok. 1,20 zł.<br />
<b>liczba kalorii</b>: ok. 71 kcal/100 g<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Gdybym musiał ustalić status swoich relacji z zupą ogórkową według reguł proponowanych przez Facebooka, to kliknąłbym w "to skomplikowane". Kiedyś była to jedna z moich ulubionych zup, lecz jak sami dobrze wiecie - miłość i nienawiść to dwie strony tej samej monety, toteż po ukończeniu podstawówki, ogórkowa zbrzydła mi jak Najmanowi przemoc i od tej pory konsumuję ją tylko w trzech sytuacjach: a) gdy wracam z pracy i zajęć dodatkowych tak zmęczony, że mógłbym zeżreć nawet dwutygodniową padlinę listonosza dopadniętego przez sforę rottweilerów, b) gdy gotuje ją kobieta, na której mi zależy, a nie chcę sprawić jej przykrości, c) gdy gotuje ją matka kobiety, na której mi zależy. Poza tym - zupie ogórkowej, tak jak parówkowym skrytożercom, staram się mówić stanowcze NIE.<br />
<br />
Gdy więc przypadł mi redakcyjny zaszczyt napisania recenzji zupy ogórkowej Amino na życzenie jednego z naszych czytelników - Michała, skrzywiłem się jak ojciec gimnazjalistki na widok plakatu z One Direction. Po chwili stwierdziłem jednak, że miałem ostatnio okazję spożywać zupę ogórkową, toteż moje kubki smakowe będą w stanie dokonać analizy porównawczej "zupy prawdziwej" i "zupy błyskawicznej", a ponadto dysponuję w domu materiałem lubiącym zupę ogórkową - nazwijmy ją Alina. Zakasałem więc rękawy i przystąpiłem do recenzji, czyli subiektywnego spisania wrażeń z konsumpcji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-gYLU211927I/UtFsBdhHnoI/AAAAAAAAB_w/qElYShs_T9E/s1600/IMG_1942.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-gYLU211927I/UtFsBdhHnoI/AAAAAAAAB_w/qElYShs_T9E/s1600/IMG_1942.JPG" height="251" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po wykonaniu niezbędnych fotografii, podążyłem za instrukcją i rozpocząłem proces konstruowania zupy. Produkt Amino składa się z dwóch części - z części makaronowej i tzw. części zupnej, czyli sproszkowanej zupy właściwej. Makaron to mocno poskręcane nitki, standardowe dla zup błyskawicznych Amino, natomiast proszek to czysta chemia, od którego zdrowsze są nawet gazy bojowe wypuszczane na froncie zachodnim w 1917 r., fluorometylofosfonian izopropylu i powietrze w Krakowie. No dobrze, przesadziłem - nic nie jest bardziej szkodliwe niż powietrze w Krakowie. Zobaczcie zresztą sami na skład bohaterki recenzji: kluski (82%): mąka pszenna, tłuszcz roślinny, skrobia modyfikowana, sól, substancje spulchniające: węglan sodu, węglan potasu; barwnik: beta-karoten, mieszanka smakowa (18%): sól, skrobia, maltodekstryna*, substancje wzmacniające smak i zapach: glutaminian sodu, inozynian disodowy i guanylan disodowy; <b>sok z ogórka kiszonego suszony (6,2%)</b>, tłuszcz roślinny, laktoza, przyprawy: czosnek, kurkuma, pieprz, koper; cukier, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; białka mleka, ekstrakt drożdżowy, mąka pszenna, aromaty, sos sojowy suszony (w tym pszenica), szpinak, marchew, ogórek (0,4%) , *otrzymana ze skrobi. Na pewno nikt z Was nie zakrzyknie - "Oooo, guanylan disodowy! Mniam! Pycha!" </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-l9ywrkkGM9o/UtFszu-avHI/AAAAAAAAB_8/O_X5J7NOItA/s1600/IMG_1948.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-l9ywrkkGM9o/UtFszu-avHI/AAAAAAAAB_8/O_X5J7NOItA/s1600/IMG_1948.JPG" height="246" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Dobrze, zalewamy roba..., wybaczcie - to z przyzwyczajenia - zalewamy zupę (czyli makaron i proszek zupny), mieszamy intensywnie, a następnie odstawiamy całość na okres 3-5 minut. W tym czasie można zrobić naprawdę wiele ciekawych rzeczy, np. znaleźć ulubioną książkę, włączyć sobie wczytywanie serialu w Internecie, etc. Potem można już przyjrzeć się samemu produktowi.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
O dziwo, po tym okresie makaron nie był za bardzo rozmiękły i zachował "makaronową", całkiem przyjemną w konsumpcji i smaku konsystencję. Ze smakiem samej zupy było już natomiast dużo gorzej. Kilka pierwszych łyżek nawet mi podeszło, ale potem postanowiłem sobie trochę zamieszać (zawsze muszę coś spieprzyć) i smak zrobił się dużo bardziej intensywny a całość... przestała mi podchodzić. Smak wyrobu Amino opiera się bowiem na kwaskowatości i słoności, ale kwas z zupy błyskawicznej słabo imituje kwas z domowej zupy ogórkowej, a soli jest tu jak na mój gust - nieco zbyt dużo. Wiedziałem już wtedy, że nie dojem do końca, więc próbkę produktu podałem obiektowi badawczemu nr 1, czyli wspomnianej Alinie. Alina spróbowała z wahaniem i skomentowała lakonicznie i nieskromnie zarazem: "niezbyt dobra, robię lepszą." I wiecie co? Ma rację.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zdaję sobie sprawę, że ogórkowy produkt Amino jest tani, kosztuje 1,20 zł i można go uznać za "biedoogórkową", ale obawiam się, że może mocno rozczarować nawet ortodoksyjnych fanów ogórkowej. W mojej prywatnej ocenie produkt zasługuje na <b>3/10</b>.<br />
<br />
PS: Jeśli ktoś nie zgadza się z oceną, zawsze może wnieść uzasadnione odwołanie, wtedy za recenzję weźmie się inny redaktor Wpieprzamy, ewentualnie może wystąpić z polemiką, która - jeśli będzie napisana w akceptowalnym języku polskim* - zostanie u nas opublikowana.<br />
<br />
*toteż "redaktorom" z fanpage'a Uniwersytetu Jagiellońskiego "dziękujemy" już w tym miejscu.</div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-20660657661771115542013-12-27T18:56:00.000+01:002013-12-27T18:56:18.385+01:00Herbata Rooibos, 25 saszetek (Astra Tea)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOAiAGiQBXHUohGKxh8sSRFyrPpjT7fsUz8wZlJt4qDkIJ7gxdFs96mg3RekAvNNJ38F1Z4QXrKtDODcgEdAwuTJwdUe7qDZWiMXaQVq0z4V6LU_mxZ_BMqI-iUwBHCOWBWqTvHu4BNoBi/s1600/product-105.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOAiAGiQBXHUohGKxh8sSRFyrPpjT7fsUz8wZlJt4qDkIJ7gxdFs96mg3RekAvNNJ38F1Z4QXrKtDODcgEdAwuTJwdUe7qDZWiMXaQVq0z4V6LU_mxZ_BMqI-iUwBHCOWBWqTvHu4BNoBi/s200/product-105.png" width="126" /></a></div>
<b>Herbata Rooibos (Astra Tea)</b>,<br />
<b>centa detaliczna:</b> ok. 4 złote za 25 saszetek (37,5 grama),<br />
<b>liczba kalorii:</b> Hrabia raczy żartować?<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Stary Welinghton rozsiadł się z manierą lorda na swym tapicerowanym fotelu. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Mary, Mary, na Miłość Boską, kiedy wreszcie przyniesiesz mi herbatę?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Sir, zaledwie chwila, już będzie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Welinghton miał do Mary stosunek ambiwalentny; z jednej strony nie cierpiał jej ględzenia, w którym zawarte były wszelkie londyńskie plotki, skandale, mezalianse, kroniki towarzyskie i przewidywana pogoda, z drugiej strony lubił ją chwycić to tu, to tam, na co ona z chęcią i szczerym uśmiechem <strike>nadstawiała</strike> przystawała. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgjI5ySQ45HN2__3lxZvhOvo9fgDqx5dg0SaSwM0nqiO0-mtrBLAnP63nN-Zl_SATFwelKTZDG1hHbz01z83qDJZV2mOK76Es1aEUI_-i-v4zVMgvlmkds5dc-OtorEHlD87jnVeAAzxH/s1600/20131227_171220.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgjI5ySQ45HN2__3lxZvhOvo9fgDqx5dg0SaSwM0nqiO0-mtrBLAnP63nN-Zl_SATFwelKTZDG1hHbz01z83qDJZV2mOK76Es1aEUI_-i-v4zVMgvlmkds5dc-OtorEHlD87jnVeAAzxH/s200/20131227_171220.jpg" width="150" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy jego znienawidzona muza pojawiła się w drzwiach z dymiącą filiżanką, jeszcze nie wiedział, że dzisiejsze popołudnie przełknie czymś innym, niż earl grey'em. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Mary, na Rany Chrystusa, cóż to takiego! Ja wiem, że stary lord Cunningham sikał na starość moczem i krwią, ale, <i>o tempora, o mores</i>, nie musiałaś mi tego serwować! Co to jest!</div>
<div style="text-align: justify;">
– Proszę się nie puszyć i nie stroszyć, to nie służy sercu! Kupiłam u kupca Rooibos, herbatę z czerwonokrzewu...</div>
<div style="text-align: justify;">
– Z czego? Mam pić jakieś krzaki? Krzak? Krzaka to premier pić może, albo inny prawicowiec!</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ale ta herbata ma liczne właściwości, nie zawiera kofeiny, pomaga na trawienie, leczy, a kobietom brzemiennym odejmuje mdłości!</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mary, czy ja jetem kobieta brzemienna? Już dobrze, wypiję, tylko czemu słodziłaś mi ją miodem?</div>
<div style="text-align: justify;">
– To nie miód, tylko naturalny aromat. Tym bardziej należy być ostrożnym, słodząc herbatę cukrem, zaledwie dwie łyżeczki, i herbata może być nie do przełknięcia. Zalecam Panu jedną, albo półtora.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLJJvnI-PP7G1YxX8OxGw8FOvxexc2mllY41dT3w9sP8VK4uJ-t24sXVtPgl8xIAuCSRBzTeS05wqfzwBfvW_Ovv7U_PBiqbESuQ6cQEyl9uvaJYyqQODxnnbTBkxVnJRyLH5FXQu5-pS9/s1600/20131227_171413.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLJJvnI-PP7G1YxX8OxGw8FOvxexc2mllY41dT3w9sP8VK4uJ-t24sXVtPgl8xIAuCSRBzTeS05wqfzwBfvW_Ovv7U_PBiqbESuQ6cQEyl9uvaJYyqQODxnnbTBkxVnJRyLH5FXQu5-pS9/s200/20131227_171413.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
– Mary, ku pamięci naszych szkockich przodków, ale dlaczego ta herbata taka droga? Tak, nie unoś oczu, przejrzałem listy wydatków, robię to każdego ranka, poprawia krążenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie aż taka droga, ale śpieszę tłumaczyć: najlepszą herbatę typu Rooibos serwuje firma Astra, są naturalnie tańsze odpowiedniki, ale to tak, jak z kondomami, raz dobre, raz nie. A Rooibos od Astry zawsze jest dobry, poza tym każda saszetka opakowana jest dodatkowo szczelną foliową torebką, co powstrzymuje odpływ aromatu. Prawda że zmyślne? To dlatego spore transporty tej herbaty jeżdżą od miesiąca do pałacu Buckingham. Pani Elizabeth mówiła, że książę Karol...</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wystarczy! Wystarczy, droga Mary; cóż, widzę, a nawet czuję, że herbata jest całkiem przednia. Wziąłem łyk bez cukru, przyjemnie cierpka, ale ma smak, choć trochę mąci go ta marna, londyńska woda. A z cukrem to już sama ambrozja! Posłuchaj mnie, bo to bardzo ważne – piłaś ją może z cytryną?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Z cytryną, cóż, nabiera dodatkowego aromatu, jakby kto liść świeżej mięty zaparzył ze wszystkim, ale to polecam na lato.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
– Gdyby tylko jeszcze woda była lepsza w tych rurach, z miejsca wykreśliłbym mojego earl grey'a. A tak, to najwyżej, powiedzmy, od święta, jak się na jakiejś lepszej wodzie zaparzy. I mówisz, że to krzew?</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKccRj6UdPduXoMUF7k-q53um4YtWJKUAJFE4Rfkc9n_2jaTbZ06pQA0NE6UCSBgwg28zEqruS7UFfhbCUxqTXY5qbykhbxK9XI-GiNt1em-f_1Rg3-AHRsJInXt8r4HfrmYHvoX4rBUMI/s1600/20131227_171528.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKccRj6UdPduXoMUF7k-q53um4YtWJKUAJFE4Rfkc9n_2jaTbZ06pQA0NE6UCSBgwg28zEqruS7UFfhbCUxqTXY5qbykhbxK9XI-GiNt1em-f_1Rg3-AHRsJInXt8r4HfrmYHvoX4rBUMI/s200/20131227_171528.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
– Tak, pokruszony wygląda jak tytoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jak tytoń, powiadasz? To weź, moja droga, wsyp mi to do fajki. I zapisz na następny tydzień ze dwa pudełka. Mam nadzieję, ze statki z Indii się nie spóźnią.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ale ta herbata jest z Afryki!</div>
<div style="text-align: justify;">
– Z Afryki! Co za czasy! Czarna herbata z Indii, czerwona z Afryki, gdzie tu logika? Ale trudno, daję jej 9 na 10, zapisz to, <b>9 na 10</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Tyle Sir zawsze daje koniom na wyścigach. A one nie wygrywają.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ale są piękne jak Ty, moja Mary!</div>
<div style="text-align: justify;">
I stary Welinghton, pchany resztką jurności, poprowadził Mary ku swojej sypialni. Warto więc herbacie Rooibos dopisać jeszcze jedną właściwość. </div>
Michałhttp://www.blogger.com/profile/10232840591398235785noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-85556455092871694782013-12-25T20:39:00.000+01:002013-12-25T20:50:58.838+01:00Oryginalna turecka chałwa waniliowa, 1kg (Deniz, ELIS-BIS Sp. z o.o.)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-yQGL7NTbj3M/Ursij5Xrb-I/AAAAAAAABso/NVchghvjQHk/s1600/deniz1.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-yQGL7NTbj3M/Ursij5Xrb-I/AAAAAAAABso/NVchghvjQHk/s200/deniz1.png" width="200" /></a></div>
<b>Oryginalna turecka chałwa waniliowa, 1kg (Deniz, ELIS-BIS Sp. z o.o.)</b><br />
<b>cena detaliczna:</b> ok. 13 zł<br />
<b>liczba kalorii: </b>ok. 550 kcal/100 g<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie ma wątpliwości, że mama to bardzo istotna osoba w życiu konsumenta wszelakich
dóbr spożywczych. I nie bez przyczyny, albowiem jeśli tylko mieliście szczęście i nie trafiliście na potwora w rodzaju Alicji Tysiąc, Katarzyny Bratkowskiej czy innej Katarzyny W., to Wasza rodzicielka - karmiąc Was - z pewnością miała kolosalny wpływ na Wasze przyzwyczajenia i zwyczaje żywieniowe*. To ona przygotowywała dla Was papkę, gdy nie mieliście jeszcze zębów (jak wiadomo, Krzysiek z naszej redakcji, jako jedyny człowiek na świecie urodził się z zębami na wierzchu, a pierwszym wypowiedzianym przezeń słowem było: "kebab"), to ona robiła pierwsze kanapki, to ona gotowała pierwsze zupki. Podsumowując - była Willym Wonką, który zabierał Was w fascynującą podróż po świecie jedzenia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Owa podróż prowadziła w różne rejony świata (w zależności od rodzaju matki i jej umiejętności kulinarnych), ja dzięki swojej Mamie zawitałem do słonecznej, rozwrzeszczanej i nieprzyjemnie wąsatej Turcji. Stało się to trochę przypadkowo i bez woli Mamy, bowiem gdy poziom jej cholesterolu był jeszcze w normie, miała w zwyczaju faszerować się chałwą**, którą nieustannie jej podkradałem. Sam bym sobie tego z pewnością nigdy nie kupił, bo już sama nazwa - chałwa - odstrasza, ale zachęcony dokonanym przez nią wyborem, spróbowałem i z miejsca pokochałem ów diablo-słodki i niezdrowy, jak kąpiel w Gangesie, wyrób. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-tlwUFIRwjsk/UrslK4SKsrI/AAAAAAAABs0/mluCEBfAzqM/s1600/60338923ad2cd61fec5f4af2eabab8de.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="108" src="http://3.bp.blogspot.com/-tlwUFIRwjsk/UrslK4SKsrI/AAAAAAAABs0/mluCEBfAzqM/s320/60338923ad2cd61fec5f4af2eabab8de.png" width="320" /></a></div>
<br />
Niezawodna w tych sprawach Wikipedia uczy, że chałwa to "wyrób cukierniczy z karmelu oraz miazgi nasion oleistych, pochodzący z Iranu. Popularny w wielu innych rejonach świata – na Bałkanach, w krajach śródziemnomorskich i zachodniej Azji" i tak z grubsza jest. Od siebie wypada dodać (a nuż ktoś nigdy nie jadł), że przypomina ona ciasto zrobione z mokrego piasku, a w konsystencji - jakkolwiek daje się kroić w jednolite bloki (co widać na załączonych obrazkach) - jest dość kruche. I słodkie. Powtarzam to cały czas nie bez przyczyny, ponieważ w skali słodkości od 1 do 10, gdzie "1" to radziecka Nutella robiona z tataraku, a "10' to Natalie Portman, chałwa ma mocne 9 i tylko wata cukrowa może się pochwalić wyższą notą (ale i tak niższą, niż Natalie Portman, sami rozumiecie, trzeba mieć w życiu jasno określone priorytety).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-lEAckYZl4w4/UrsleHuV_FI/AAAAAAAABs8/mvo5obIctv8/s1600/IMG_1608.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="http://3.bp.blogspot.com/-lEAckYZl4w4/UrsleHuV_FI/AAAAAAAABs8/mvo5obIctv8/s320/IMG_1608.JPG" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Recenzowany tu konkretny produkt, sprzedawany jest w różnych smakach, w kilogramowych blokach. Wiem, że wśród nas - wpieprzaczy - są ludzie, którzy gdy otworzą paczkę czipsów, czy czekoladę, muszą ją zeżreć do końca, nic nie ostawiając na następny dzień (sam tak mam), ale gwarantuję Wam, że z chałwą się tak nie da. Zeżarcie tego naraz (pomijając oczywisty fakt, że to jakieś 5500 kalorii. Wiem, że do wakacji, lata i plaży daleko, ale serio jesteście na to gotowi? Trzeba by przez tydzień zastępować maszynę górniczą w rumuńskiej kopalni węgla brunatnego, żeby spalić tyle energii) grozi przesłodzeniem, zapaścią całego organizmu i śmiercią, a może i czymś gorszym, z impotencją włącznie (ale pewnie nie ma nic gorszego). W smaku czuć jakiś posmak wanilii, ale nie jest on zbyt intensywny i dla porównania należałoby chyba spróbować jeszcze czegoś innego, żeby określić jego wyrazistość. Swoje przy tym wiem - nie zjadłem tego może tak wiele jak Mama, ale jedząc różne chałwy (bez dodatków), wysnułem wniosek iż wszystkie smakują niemal identycznie. Ta powyżej tylko potwierdza tę regułę. Czy to źle? Nie, bo od chałwy oczekuję przecież tego, że będzie smakowała "jak chałwa". Nikt nie lubi być przecież zaskakiwany, może z wyjątkiem kobiet, które mają problem z domyciem garnka - im niestraszny nawet Ireneusz Bieleninik wychodzący spod zlewu z płynem do mycia naczyń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego produkt "turasów" spod Gdyni otrzymuje ode mnie mocne <b>8/10</b>. Szału nie ma, ale produkt w swojej klasie prezentuje się nad wyraz zacnie.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
* - i nie tylko. Zdawaliście sobie sprawę, że np. mężczyzna karmiony w dzieciństwie prawą piersią, będzie w późniejszych kontaktach z innymi kobietami wolał/preferował pierś po tej właśnie stronie?<br />
** - wnioski wyciągnijcie sami. Ja już wyciągnąłem.<br />
*** - jako ciekawostka, za Wikipedią: "Przy produkcji niektórych gatunków chałwy dla ułatwienia spienienia masy karmelowej stosowany jest ekstrakt z mydlnicy lekarskiej. Ze względu na zawartość w nim trujących saponin zawierające go produkty były zakazane na terenie UE. Po interwencji Turcji, jednego z ważnych eksporterów chałwy, dopuszczono na rynki europejskie turecką chałwę z niewielką zawartością ekstraktu z mydlnicy, jako tradycyjny produkt regionalny."</div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-3373024248500349182013-12-23T23:05:00.001+01:002013-12-23T23:18:32.810+01:00Wielka subiektywna recenzja potraw wigilijnych cz.2!<div style="text-align: justify;">
7. Kluski z makiem. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTHb3_2kI-EfMy9SeJvyMhhvgE9HIf0ylPVaAK8W4EqYCVKCnC_HyYHvCKANtbNiZAQkz7OQRt2px77qPfimcME7D0CkG0mu8R6bTZe5uok9kxohPQI1Fs0KOiqy5lACagZyGeGjECEO4/s1600/z10603023Q,Mak.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="132" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTHb3_2kI-EfMy9SeJvyMhhvgE9HIf0ylPVaAK8W4EqYCVKCnC_HyYHvCKANtbNiZAQkz7OQRt2px77qPfimcME7D0CkG0mu8R6bTZe5uok9kxohPQI1Fs0KOiqy5lACagZyGeGjECEO4/s200/z10603023Q,Mak.jpg" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nie, nie ten kompot</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Wspaniały tandem. Najbardziej prymitywna forma makaronu, polska, swojska, najlepiej ręcznie robiona i podwórkowe narkotyki. Smakują wspaniale, jak obiadowa wersja makowca. Kluski rozpływają się w ustach, a jeśli jesteśmy w jakimś momencie wieczerzy znudzeni, możemy zająć się wydłubywaniem ziarenek maku z zębów. Prawda jest taka, że stanowi ok. 50% mojego wigilijnego spożycia. Nie mam w związku z tym wyrzutów sumienia, zwłaszcza, że z boku stołu łypie na mnie karp.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
8/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
8. Ryba po grecku.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNI3rj3uxt74CT5SbK3cTHQnFoFqLSFUueX9dRCFfP62UO7T9qAclkAXfuHgxQweEGUXaBiAUAxVEkPe9S24CmcZQ5RJ3HhsrGaleKi1Kcn0p8idmRPdE_7oBZHerz14FOmiPH9xFaYMM/s1600/wypozyczalnia-meskie-przebranie-rzymianina-gladiatora-dla-mezczyzny.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNI3rj3uxt74CT5SbK3cTHQnFoFqLSFUueX9dRCFfP62UO7T9qAclkAXfuHgxQweEGUXaBiAUAxVEkPe9S24CmcZQ5RJ3HhsrGaleKi1Kcn0p8idmRPdE_7oBZHerz14FOmiPH9xFaYMM/s200/wypozyczalnia-meskie-przebranie-rzymianina-gladiatora-dla-mezczyzny.jpg" width="135" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mars i Jowisz też nie od nas</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Równie dobrze mogłaby się nazywać rybą po wołyńsku, albo nawet po klingońsku, bo z Grecją ma równie mało wspólnego. Ale OK, nazwa sprawą umowną. W smaku rzecz trochę bez wyrazu, daj Boże niech to będzie filet, to ominie was minigierka "Ości", przy której taniec Hana Solo w "Star Wars Kinect" jest szczytem rozrywki. Uwaga - płaty rybki lubią chować się za marchwią, albo po prostu ktoś jest bardzo skąpy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
5/10<br />
<br />
9. Śledzik.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqlvu26Aaub3UMS4DUBeXbpCr2QUOEOf5x9WL3x_3IgjBg0xo7L43KCIsS-wK964ReTurBz6AWoqvlhD5l1gK29Q417__vnBRpeThmoyuCIod8pQjiOiTJpcRSW2amNOWHBFXVPa6CAFY/s1600/sledz2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="100" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqlvu26Aaub3UMS4DUBeXbpCr2QUOEOf5x9WL3x_3IgjBg0xo7L43KCIsS-wK964ReTurBz6AWoqvlhD5l1gK29Q417__vnBRpeThmoyuCIod8pQjiOiTJpcRSW2amNOWHBFXVPa6CAFY/s320/sledz2.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Prawy mam jeszcze lepszy" </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Śledzik jest podstawą nie tyle Wigilii (choć odgrywa na niej niepoślednią rolę), co wszelkich adwentowych podrób tejże w postaci "śledzika w pracy", "śledzika ze znajomymi" i "śledzika koła naukowego filozofii analitycznej" (wiejcie, gdzie pieprz rośnie!). Nikomu nie chce się przygotowywać nic trudnego, więc ludziska kupują śledzie na czerwono, śledzie z cebulką, rolmopsy i "a'la matjasy". Bardzo wygodne, ale w tamtym roku jadłem je jeszcze na Gromnicznej po rozbiórce choinki. Smaczne? Całkiem, ale do stycznia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
6/10<br />
<br />
10. Piernik.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht-Bnb7Jc9tjVyK1ISfsiaXnMb_CJKiXjByu0v-e4d1v8SXYaYJjxQqiYFcJNhd6v-eV5afZ19bsBXSO0iGNUMAzl9CGpoWCBUNTKQ5WSgSPQmCBAG0_mT6jzbA99SeQ3BvWqgc2WmWcM/s1600/wiatrak.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht-Bnb7Jc9tjVyK1ISfsiaXnMb_CJKiXjByu0v-e4d1v8SXYaYJjxQqiYFcJNhd6v-eV5afZ19bsBXSO0iGNUMAzl9CGpoWCBUNTKQ5WSgSPQmCBAG0_mT6jzbA99SeQ3BvWqgc2WmWcM/s200/wiatrak.jpg" width="145" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Macie po tym wszystkim jeszcze siłę na ciacha? Wstydźcie się, obżartuchy, miał być post! Piernik jest ciastem szlachetnym, nie nazbyt słodkim, aromatycznym. Świetnie pasuje do całej reszty. Dopełnić go może czekoladowa polewa i grzane wino. Mniam!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
8/10<br />
<br />
11. Makowiec. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0-XeQSKWI1q3xCBXxe8d4xwpBq8ZTo7mcdNxJ_pWobpuvSyBY5P-ORxGyu-xyBJ2jVsOgRni0Si7lfZiHlWCxz-PDajIMHJ355j572P4HZLAsHBPv9WPTxTLe9XHC8nX_D0PMdpx054k/s1600/default.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="141" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0-XeQSKWI1q3xCBXxe8d4xwpBq8ZTo7mcdNxJ_pWobpuvSyBY5P-ORxGyu-xyBJ2jVsOgRni0Si7lfZiHlWCxz-PDajIMHJ355j572P4HZLAsHBPv9WPTxTLe9XHC8nX_D0PMdpx054k/s200/default.jpeg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Makowiec na mój gust jest trochę zbyt suchy, a naprawić tego nie da się maczaniem w napoju, bo kawałek się rozpada i wygląda, jakbyście kiepowali do kompotu z suszu. Mak załazi, ale taka już jego opiatyczna natura. Na tym etapie naprawdę nie macie już ochoty jeść czegokolwiek, dobrze więc może, że ciastko jest lekkie w porównaniu z - dajmy na to - piernikiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
6/10<br />
<br />
12. Sałatka.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_YJZGT47Q8xQM_RHv8bPn9tuMdb2zcBplkoIhGj4m6zsS3QmVhLjpGB8PtVkdmmm2_xEZNFLLERDm6gW8Gnyra1mVx_fv5EdJ_33jyoDPbKF9JSWoPyOwy906XjjDtaG2_2YC38TAibQ/s1600/sa%C5%82atka.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_YJZGT47Q8xQM_RHv8bPn9tuMdb2zcBplkoIhGj4m6zsS3QmVhLjpGB8PtVkdmmm2_xEZNFLLERDm6gW8Gnyra1mVx_fv5EdJ_33jyoDPbKF9JSWoPyOwy906XjjDtaG2_2YC38TAibQ/s200/sa%C5%82atka.jpeg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Jakakolwiek, ale musi być. Były czasy, kiedy na stołach - tak na imieniny, jak i religijne święta - królowała śmieciuszka. Teoretycznie wrzucało się do niej to, co się znalazło w lodówce. No żesz naprawdę Czomolungma sztuki kulinarnej (ale dodam, że w tym samym czasie płyty wydawał Stefan Friedman a kobiety nosiły kostiumy z poduszkami na ramionach). Potem, bliżej XXI wieku pojawiły się sałatki na słodko - z ananasem i kukurydzą. Te wspominam najlepiej i osobiście zatrzymałem się na tym etapie sałatkowej ewolucji. Współcześnie nie jest tak istotna, ale przydaje się zarówno na spotkaniach opłatkowych, jak i Wigilii głównej. Punkty bonusowe za uniwersalność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
6/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>Wszystkim Czytelnikom redakcja życzy wesołych i sytych Świąt, oraz dużo słodkości w Nowym Roku! </b><br />
<br /></div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-22254148902074708572013-12-22T23:39:00.001+01:002013-12-23T23:06:05.250+01:00Wielka subiektywna recenzja potraw wigilijnych!<div style="text-align: justify;">
Naprawdę lubię okres Świąt Bożego Narodzenia. Uwielbiam w nich wszystko od hitów puszczanych w galeriach handlowych począwszy na wspólnym śpiewaniu czterdziestej zwrotki "Wśród nocnej ciszy" skończywszy. Skupmy się jednak na doświadczeniach smakowych towarzyszących temu cudownemu czasowi. Niniejszym zapraszam na pierwszą część recenzji 12 podstawowych potraw wigilijnych (nie pamiętałem wszystkich, musiałem zadać pytanie o listę na forum Wizaż.pl).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Barszcz czerwony z uszkami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpAlUe_HF2Oh5myfgHLfX_rvtXWkw5DgCS5OKqcEE5eiTPFWrfSucL3eMVlF1E4lFVAEMqoPsBMKxnR_mfegD_o-YPBsk8V7ozls6QkDnVjPSE_awkZif4KNJlfiLjuHxteVOP0moi8lE/s1600/images.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpAlUe_HF2Oh5myfgHLfX_rvtXWkw5DgCS5OKqcEE5eiTPFWrfSucL3eMVlF1E4lFVAEMqoPsBMKxnR_mfegD_o-YPBsk8V7ozls6QkDnVjPSE_awkZif4KNJlfiLjuHxteVOP0moi8lE/s200/images.jpeg" width="170" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Naturalne</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Zdecydowanie jeden z jaśniejszych punktów kolacji. Naturalna opozycja dla wielkanocnego barszczu białego, ma jednak nad nim tę przewagę, że zawartość stała jest bardziej przemyślana, wolna od chaosu święconkowej mieszanki. Jestem fanem ciasta, a to, rozmoknięte i nabierające czerwonego koloru jest tu w swej najwyższej formie. Farsz, koniecznie postny, jest minusem dania, gdyż składa się zazwyczaj głównie z grzybów, które są trucizną i nie powinny być spożywane przez ludzi. Barszcz, jeśli odpowiednio zrobiony, powinien mieć całkiem intensywny smak i krwisty kolor, sam w sobie będąc wspaniałym zimowym napitkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
8/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. Pierogi z kapustą i grzybami.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxJTSOfwjW-xmAFzkWoPwfpHCnSm5uZ46hkPn-JWsxIf0uyaq_zJrOWT4IbB0mifSK5EeTOPXM_UeNNv_lnZZFG2Y_ac-wjSKL6mIOHZMg5CNP4ILBrxUEsp_ioHzaX9v2kAOeuHQBG20/s1600/52.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxJTSOfwjW-xmAFzkWoPwfpHCnSm5uZ46hkPn-JWsxIf0uyaq_zJrOWT4IbB0mifSK5EeTOPXM_UeNNv_lnZZFG2Y_ac-wjSKL6mIOHZMg5CNP4ILBrxUEsp_ioHzaX9v2kAOeuHQBG20/s200/52.jpg" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mmm, skwareczki...<br />
<br /></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Zupełnie bez sensu. Przecież praktycznie to samo jemy z barszczem. O grzybach już co nieco sobie powiedzieliśmy - to, że są ludzie, którzy to jedzą, nie znaczy, że jest to pożywieniem. Niektórzy jedzą torf, węgiel, a nawet wątróbkę. Mimo bycia podróbką uszek w barszczu to wciąż dobrej jakości wigilijna potrawa, zasługująca na nasze uznanie i spożycie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
6/10
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Karp.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3SQEwGeB_EEJGv80SdXBCIkkIO8EbdZCFXEnlCmE6ffhq0fzxIJh330o0eC_URAZNnF4ik8CFWUpdtLCQNiE9MPR3tX2xmeBn0wKS4E2lBUjxP62HInQao0BvH08tZKFfuyJ_AGNA6jU/s1600/Magikarp-magikarp-20868566-400-350.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3SQEwGeB_EEJGv80SdXBCIkkIO8EbdZCFXEnlCmE6ffhq0fzxIJh330o0eC_URAZNnF4ik8CFWUpdtLCQNiE9MPR3tX2xmeBn0wKS4E2lBUjxP62HInQao0BvH08tZKFfuyJ_AGNA6jU/s200/Magikarp-magikarp-20868566-400-350.png" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie będę owijał w bawełnę - karp jest na Świętach gdzieś między otrzymanymi skarpetkami a pytaniem ciotki o narzeczonego. Karp to ryba mniej smaczna od pangi, ma dużo ości i śmierdzi mułem. Sympatię do karpią odczuwam tylko w sytuacji, gdy widzę te biedne zwierzątka stłoczone w emaliowanej wannie na targowisku. W tych pełnych miłości dniach pomyślmy o karpiach z czułością i pozwólmy im żyć - jest tyle smaczniejszych ryb, które możemy zabijać i jeść.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
4. Groch z kapustą.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmyGyDSgaiUs2PoVsHpZu6ltwTNZpYavmgOwMjIumM_na9Z5Kmagnbou43WFIDbbT1JZvH52TuxQ2gLBDOQKi-sy-NndkkB87PWcF3JEoh4Em7bgR4-nZQAsKdtxil_XtCscRh6a8_vrE/s1600/z15093196Q,Polska-Razem.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="111" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmyGyDSgaiUs2PoVsHpZu6ltwTNZpYavmgOwMjIumM_na9Z5Kmagnbou43WFIDbbT1JZvH52TuxQ2gLBDOQKi-sy-NndkkB87PWcF3JEoh4Em7bgR4-nZQAsKdtxil_XtCscRh6a8_vrE/s200/z15093196Q,Polska-Razem.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Swą frazeologiczną siłę zawdzięcza wizualnej beznadziei. Poza tym jest kolejnym przypomnieniem smutnej prawdy, że gros naszej świątecznej tradycji wynika z biedy. Groch i kapusta utrzymywały przy życiu wiele pokoleń Polaków. Jedynym więc powodem, z którego jemy groch z kapustą w okolicznościach bożonarodzeniowej niezwykłości jest chyba więc jedynie chęć upamiętnienia tego faktu. To jednocześnie jeden z niewielu pozytywnych faktów z naszej historii, które otrzymały podobne. A jak to smakuje? To groch i kapusta, nie spodziewajcie się fajerwerków.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
4/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
5. Kompot z suszu.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK5_oUygnbp1lL7nMawKMlymo9l38Ebp4HyYwFlEGAzmk89EDAkNCvAtEN-z8AmZ57IjbzzPk4fLKMgY1pqK4rUwzFIE0iLHZTS1Kg5Y6Uf3g2V2USL0vfQoV5gTTuBKyufNMkdULwCbw/s1600/1353593820.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="126" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK5_oUygnbp1lL7nMawKMlymo9l38Ebp4HyYwFlEGAzmk89EDAkNCvAtEN-z8AmZ57IjbzzPk4fLKMgY1pqK4rUwzFIE0iLHZTS1Kg5Y6Uf3g2V2USL0vfQoV5gTTuBKyufNMkdULwCbw/s200/1353593820.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Niby zwykły kompot, a jednak smakuje tak ciekawie i intensywnie! Nie wszyscy są fanami zapachu suszonych owoców, ale na pewno każdy kojarzy go wyłącznie z Bożym Narodzeniem. I czyż to właśnie nie jest zwycięstwem rzeczonego? Dodatkowo świetnie gasi pragnienie po pikantniejszych daniach. I co z tego, że pachnie wędzonką?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
7/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
6. Kutia.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdlqjF2CiDPXdCAOY9lsZw0U5_LPrxfhi4VdeOX6OwkL9gWaNs_KLLSZKnO5FjrRv_ztMV9OWbwiGHeX8ssW9NysDaGI3rdElKTEdwH18YIBXk7aQK68B4UlsQppj0skAOY_HR3t5jZ8w/s1600/kutia.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdlqjF2CiDPXdCAOY9lsZw0U5_LPrxfhi4VdeOX6OwkL9gWaNs_KLLSZKnO5FjrRv_ztMV9OWbwiGHeX8ssW9NysDaGI3rdElKTEdwH18YIBXk7aQK68B4UlsQppj0skAOY_HR3t5jZ8w/s200/kutia.jpeg" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wygląda jak karma dla ptaków</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Nie jest to potrawa znana we wszystkich rejonach Polski, ale historia uczyniła mnie Kresowiakiem, więc kutię znam. I lubię. Robimy ją z wszelkich ziaren i bakalii, miodu, różnego burżujstwa do smaku (np. skórki pomarańczowej). Jadane tylko na Święta - niesłusznie, bo może spadłaby sprzedaż batoników dietetycznych. Smaczne, zdrowe, syte - idealne nie tylko na Wigilię, ale także do magazynu w bunkrze przeciwatomowym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
7/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Koniec cz.1 </div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-39737697384837578132013-11-18T22:52:00.000+01:002013-11-18T23:13:22.020+01:00"Chrupki kukurydziane", chrupki kukurydziane 100g (Lewiatan)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2KhxQki1HIPV7hzut6HxRTIIvhxz2Gkn3wB_AGDJDVCmzOoTcT3ZK_dobkUgtABvcwggJ79NTI_zY-ycod89e8FQh6YFM_pp5j54DDSYxuFuccNM4v5XohvmXBeoWuQNWa2x0OkxRXwY/s1600/chrupy.jpeg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2KhxQki1HIPV7hzut6HxRTIIvhxz2Gkn3wB_AGDJDVCmzOoTcT3ZK_dobkUgtABvcwggJ79NTI_zY-ycod89e8FQh6YFM_pp5j54DDSYxuFuccNM4v5XohvmXBeoWuQNWa2x0OkxRXwY/s1600/chrupy.jpeg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>"Chrupki kukurydziane", chrupki kukurydziane 100g (Lewiatan)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>cena detaliczna: </b>mniej niż 1 zł</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>liczba kalorii:</b> co kot napłakał</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Są pośród przekąsek nieśmiertelne klasyki. Jest jeden taki, który znamy już od najmłodszych lat i z nimi właśnie nam się kojarzy. Taki, którego nie kupujemy raczej idąc na imprezę, bo byłoby trochę wstyd. A może warto zmienić obyczaje i wprowadzić do szerszego użytku CHRUPKI KUKURYDZIANE, bo o nich tu mowa?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Najsłynniejszą marką tychże są legendarne "Flipsy", ongiś występujące w czerwonym opakowaniu z królikiem, dziś tych opakowań jest tyle, co smaków, ale królik kyca ten sam. Te oryginalne - w smaku niby nie zachwycające, a jednak można było "pszyssać" się do nich na dłuższą chwilę. Ich zaletą były także zdrapki, gdyż możliwość wygrania walkmena rozpalała wyobraźnię dzieciaków w wieku 5-12 lat (dlatego rzuciłem "Flipsy" po Komunii). Nie będzie dla Czytelnika zapewne zdziwieniem, że recenzję chrupkowej alternatywy z "Lewiatana" oprę o porównywanie właśnie z produktem, którym zapychały Was wasze mamy, gdy zadawaliście zbyt wiele pytań lub hałasowaliście w kościele.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguYs296mKCVlzwyTYtQmxop5kywzRRgwZ1zj8gMptChK7xwfMe2R0YElFKIURAFxjLjY8yFT-yOdhmKM0O-ONYetCKZZGIRW6Rurg0tK4Fwrt_diLwwP4dRYjWa2pVrtocXTpA7TRU8d0/s1600/flipsy.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguYs296mKCVlzwyTYtQmxop5kywzRRgwZ1zj8gMptChK7xwfMe2R0YElFKIURAFxjLjY8yFT-yOdhmKM0O-ONYetCKZZGIRW6Rurg0tK4Fwrt_diLwwP4dRYjWa2pVrtocXTpA7TRU8d0/s1600/flipsy.jpeg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Flipsy" retro. To nie miska, to jego wnętrzności.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Opakowanie przykuwa uwagę. Wita nas wesoło rysunek niedźwiadka w zielonych ogrodniczkach, czapce i szaliku. Nie bez powodu misio w swoim lesie uchodzi za hipstera. Trzyma kij z napisem "kukurydziane" ale nie jest chyba tego świadomy i równie dobrze dla niego mogło by to być hasło nawołujące do przyjaźni polsko - radzieckiej. Folia w dużej mierze przezroczysta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Konsumpcję dobrze połączyć z jakimś mało wymagającym zajęciem, jak oglądanie serialu, granie w grę komputerową lub wiercenie się w spacerówce. Po pierwszym przeżuciu uczucie jest takie, że niby wam to wcale nie smakuje, ale wasz mózg uczuciami się nie przejmuje i domaga się więcej. I więcej. I więcej. Papka rozpływa się w ustach, ale nie w idiomatycznym sensie, tylko tak na serio. Bo przecież wcale Wam to nie smakuje. Nie możecie jednak przestać, rzucacie w cholerę czym tam się zajmowaliście i wpychacie po dziesięć chrupek do ust. Twój kolega zdołał włożyć więcej. Rywalizacja trwa. Totalny brak samokontroli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX8J9ntoWApXdboGhvcC2lhTmV6MTvvYVcsMUs_hr_7UGy4yVkHBPZUy-ajhNSHSxUZ30aBT3GhQCoynqSOuX-BOfZCfN3bChA7C_dGqfvzy-Ga6smq90HgZPYExgDMcllOaQRU-UCIaI/s1600/z7655543Q,chrupki-kukurydziane.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="204" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX8J9ntoWApXdboGhvcC2lhTmV6MTvvYVcsMUs_hr_7UGy4yVkHBPZUy-ajhNSHSxUZ30aBT3GhQCoynqSOuX-BOfZCfN3bChA7C_dGqfvzy-Ga6smq90HgZPYExgDMcllOaQRU-UCIaI/s320/z7655543Q,chrupki-kukurydziane.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Trutka na szczury wygląda bardziej apetycznie
</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Chrupki wyglądają równie nieciekawie co świadectwa maturalne uczestników "Warsaw Shore", ale przecież wszyscy lubimy to, co znamy. Są trochę mniejsze niż "Flipsy", rzadziej przybierają fantazyjne kształty. Jakby mniej napompowane, ale może dzięki temu zawierają więcej masy kukurydzianej. Jest jeszcze kwestia dźwięków, jakie to dziadostwa wydaje przy kontakcie z ludzkim uzębieniem. Są tacy, to nie żart, co nie znoszą tego bardziej od dźwięku kredy pocieranej o tablicę. Ich dzieciństwo musiało być katorgą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Czy to dobre na masę, ktoś zapyta. Raczej nie. A na pewno są lepsze sposoby na przyrost. Jestem jednak przekonany, że jest to ciekawa alternatywa na tzw. "budżetowe" imprezy. Najlepiej w zaufanym gronie, żeby nikt potem nie rozpowiadał, że jesteś skąpy i zagryzasz flipsami. Minie jednak jeszcze wiele lat nim taki obyczaj przyjmie się powszechnie. Do tej pory, nie ulega wątpliwości, rola chrupek kukurydzianych jako jadalnego smoczka pozostanie wiodącą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
6/10</div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-13014622615170398382013-10-06T19:18:00.001+02:002013-10-06T23:36:08.060+02:00"Belriso", ryż na mleku o smaku mlecznym 175g (Zott)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPjRfmRDs33zr1F5CZ5GcoMgWc027rMI7zguBSUiEaCfGIs3XIa2RqzFSJbfSIN2ilj-ZimLvub9ocmzvyGht7Smf2DgoK_r1dG6y-moGIw3e16YIWujKTcLVBR5s-n03dPanPX4CP9LU/s1600/Belriso-ryz-na-mleku-wisnia-50337-big.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPjRfmRDs33zr1F5CZ5GcoMgWc027rMI7zguBSUiEaCfGIs3XIa2RqzFSJbfSIN2ilj-ZimLvub9ocmzvyGht7Smf2DgoK_r1dG6y-moGIw3e16YIWujKTcLVBR5s-n03dPanPX4CP9LU/s200/Belriso-ryz-na-mleku-wisnia-50337-big.jpg" width="200" /></a></div>
<b>"Belriso", ryż na mleku o smaku mlecznym 175g (Zott)</b><br />
<b>cena detaliczna:</b> ok. 2,30 zł<br />
<b>liczba kalorii: </b>130 kcal<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jestem fanem wszelkich przekąsek. W ogóle dużo jem i nie wstydzę się napisać, iż jeśli nie poprawię obiadku czymś słodkim, to kończy się to problemem ze skupieniem uwagi i czasowym obniżeniem pewności siebie. Niestety, najczęściej przegryzam jakiegoś rodzaju ciastka (najlepiej takie polane czekoladą), w najlepszym razie sezamki lub jakiś produkt mleczarski. Świetną alternatywą dla wszystkiego, co jadłem do tej pory wydaje się być ryż na mleku "Belriso" firmy Zott.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Smak tegoż produktu znałem bardzo dobrze w późnym dzieciństwie, ale przez kilka lat ryż był niedostępny (przynajmniej w sklepach, w których ja robiłem zakupy) i zechciałem go sobie przypomnieć, gdyż natrafiłem nań w "Lewku". Ale nie jest to to samo, co znałem! Pamiętałem smaki wiśniowy i waniliowy, tymczasem na półce z nabiałem pojawił się ryż na mleku o smaku "mlecznym" (to owsianka na wodzie jest o smaku wody?). Opakowanie jakby inne, choć kolorystyka podobna (głównie niebieski), trochę brzydsze od tego, które pamiętam. Na opakowaniu dumny napis "Numer 1 w Polsce". Oznacza on albo tyle, że trzymam pierwszy wyprodukowany ryż, albo że w innych krajach jest on sprzedawany pod innymi numerami (np. "2" lub "4").</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiDXtHNhDy7_6iQjckdzw2tKcOSIsSdhDAj8kzWRxvmKOgi2IEtgJK7e1PiUrDvQP-JTFc5yif1IZWtG8C8PSxsuhY-ZwK4W0rIvKCGfo0uvYccj0nRf3997EDM9gC9yFiZw_mlKyJXF0/s1600/hqdefault.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiDXtHNhDy7_6iQjckdzw2tKcOSIsSdhDAj8kzWRxvmKOgi2IEtgJK7e1PiUrDvQP-JTFc5yif1IZWtG8C8PSxsuhY-ZwK4W0rIvKCGfo0uvYccj0nRf3997EDM9gC9yFiZw_mlKyJXF0/s320/hqdefault.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Budowlaniec jak każdy - garnitur i ryż na mleku w ramach branczu</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Odrywam sreberko-wieko i oblizuję, jak Pan Bóg przykazał. Ryż pływa w apetycznej mazi, pewnym rodzaju puddingu. Ponieważ plastikowa miseczka jest zbudowana tak, że posiada charakterystyczny rowek dookoła, w którym zagnieżdża się sosik (ryż tam się nie przyklei), konsumpcję zaczynam lawirując łyżeczką właśnie w tym rejonie. Prawdziwa szama zaczyna się jednak, gdy zaczniemy memłać tytułowy ryż. Jego konsystencja jest idealna - nie jest zbyt rozgotowany, da się go nawet delikatnie gryźć. Postronnemu obserwatorowi (o ile zaprosicie kogoś do takiej roli - "Marian, chodź, będę jadł pożywny deser!") może się zdać, że to jakaś papka, ale to wielce krzywdzące dla "Belriso" określenie. Smakowite, więc nabieram coraz to większe ilości.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj19ts_cYYhRrxnqI-4ZVUeIZaOm0QQBPmBY1aHq5OplwJ4DWPplSkI646id2taIKAMR4w0ILmHN4OAoBHPSopzcBhcWUm5l_p0nELXDceLANK61Zkw9-gBS2VYSfGtglz_W9ax3urQPRI/s1600/Rice_p1160004.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="186" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj19ts_cYYhRrxnqI-4ZVUeIZaOm0QQBPmBY1aHq5OplwJ4DWPplSkI646id2taIKAMR4w0ILmHN4OAoBHPSopzcBhcWUm5l_p0nELXDceLANK61Zkw9-gBS2VYSfGtglz_W9ax3urQPRI/s200/Rice_p1160004.jpg" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">To jest ryż, to się je na obiad</td></tr>
</tbody></table>
Może się zdać, że przekąska szybko się kończy, ale po chwili odczuwamy przyjemną satysfakcję i sytość. Czy jesteście w stanie podać nazwę podobnego deser, po którym tak właśnie się czujecie? Pod tym względem produkt firmy Zott jest prawdziwym ewenementem i faktycznie numerem 1 w Cesarstwie. Może mój zachwyt jest na wyrost, gdyż jemy zwykły ryż, który przecież ludzie jedzą na obiad i jak wrzucisz coś, co ludzie jedzą na obiad do deseru, to też się najesz. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - nie wrzucisz, bo Ci się nie będzie chciało, albo uznasz, że to obrzydliwe. Dlatego z całego serca polecam ten zagraniczny produkt. Teraz czas na spróbowanie innych smaków!<br />
<br />
<b>7/10</b></div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-86315274010005748772013-08-11T22:59:00.001+02:002014-01-04T01:28:23.027+01:00Zapiekanki przy pętli bronowickiej (ul. Balicka)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNaxJ5X7CKG_JLmxBngn6cND0M-hiqSlDFYexr8_29SQQTgIoTG-3xSP9YP3xxBGx_7P5OcZJQq-ordUkGLNlfaKeV0YKkcf2plzcIWfriIxzVL8Yp5yDzMNu6MjXs8iz0SbCS4EXLMRpB/s1600/20130626_120907.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNaxJ5X7CKG_JLmxBngn6cND0M-hiqSlDFYexr8_29SQQTgIoTG-3xSP9YP3xxBGx_7P5OcZJQq-ordUkGLNlfaKeV0YKkcf2plzcIWfriIxzVL8Yp5yDzMNu6MjXs8iz0SbCS4EXLMRpB/s200/20130626_120907.jpg" width="150" /></a></div>
<b>Zapiekanka</b><br />
<b>Cena</b>: ok. 5 zł<br />
<b>liczba kalorii</b>: wystarczająca, by zapewnić energię na kilka godzin.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jest Kraków miastem, w którym zabytek przylega do zabytku, a miejsc szczególnych przez wzgląd na historię i tradycję jest tyle, ilu studentów zjeżdżających rokrocznie do tego miasta po wiedzę, pracę, astmę i chuligański wpierdol. Mamy Rynek z wieżą ratuszową, skarbonką i starą wróżką skuloną gdzieś między filarami Sukiennic, mamy radosny i drogi jak bourbon Kazimierz, Nową Hutę ze swym socrealistycznym renesansem. Mamy też Bronowice. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z czego słyną Bronowice? Tak, prawda, jest tam giełda przedmiotów wszelakich, od surykatek, a na częściach zamiennych do Tu-154 kończąc, ale nie o to idzie. Tak tak, jest jakaś stara chata, gdzie ongiś hajtnął się Rydel (nie ten z Dżemu), a całe wydarzenie zasłynęło tym, że goście, po uprzednim wypiciu sporej ilości samogonu, byli tak nawaleni, że widzieli chochoły, zjawy i Wernyhorę, co więcej - tańczyli z nimi. Potem ich oczywiście zdrowo „skrojono”, ktoś tam płakał za zgubionym rogiem, policja przyjęła zgłoszenie, lecz dochodzenie rychło umorzono, kiedy biegły spirytysta orzekł, że duchów tam żadnych nie było, ale spiryt – i owszem. Chata Bronowicka - to mrzonka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prawdziwą atrakcją Bronowic jest to, co znajduje się blisko pętli tramwajowej – to legendarny punkt z zapiekankami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaj5QxX6Lif-sTAkzcMMtFlPUP9NJ_q4QQVHAXgbzFRGOCLXWgC3cKbPo9sOEfCFPdaFrLCNIGWAaTfiC0f-m8ropiJ1-1WaRGum8p4ffYG0wtMaxWrrx88-LpEneinzB8yl3Uv4Uk3JwO/s1600/20130626_120918.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaj5QxX6Lif-sTAkzcMMtFlPUP9NJ_q4QQVHAXgbzFRGOCLXWgC3cKbPo9sOEfCFPdaFrLCNIGWAaTfiC0f-m8ropiJ1-1WaRGum8p4ffYG0wtMaxWrrx88-LpEneinzB8yl3Uv4Uk3JwO/s320/20130626_120918.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
UWAGA: w bliskim sąsiedztwie znajdują się dwa bary „szybkiej obsługi”. Jak poznać ten właściwy? Po kolejce – ta prowadząca do naszych zapiekanek jest długa, często dwudziestoosobowa (sic!), zaś przy tej konkurencyjnej w praktyce kolejek brak. Sporadycznie przewinie się jeden klient, by kupić udko z kurczaka albo skorzystać z kosza, a tak poza tym pracująca tam osoba może w spokoju rozwiązywać sudoku. Co innego właściciele punktu z zapiekankami – starsze już osoby, które z rzetelnością godną pochwały wykonują na miejscu zapiekanki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak! Zapiekani nie są „gotowe”, wyjmowane z zamrażarki i wrzucane do mikrofalówki, co to, to nie! Przez dużą szybę widzimy, jak na świeżo przekrojonej bagietce ląduje dopiero co przyrządzony farsz, i dalej – pokrojony w duże plastry ser. Całość trafia na 2-3 minuty do rozgrzanego pieca, by nabrać rumieńców i temperatury, po czym klient dostaje do ręki ponad trzydziestocentymetrową ambrozję. Można oczywiście za drobną opłatą zakupić dodatki: majonez, ketchup (keczap, keczup, sos pomidorowy), prażoną cebulkę etc., ale, doprawdy, składniki te są w zupełności zbędne, nie trzeba nimi ratować smaku. Raz posmakowawszy bronowickiej zapiekanki, już nigdy nie spojrzymy na inne, zwłaszcza te „z zamrażarki”. Zresztą, popatrzmy na rysunek poglądowy: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1XTKDgTZfL4cij1TM_tFKsbftzrQAT3y8pwFq458-E1S5ufeyjQAscKKCCzeuaAAN5fabDb7xbrxn1_isr26AqzP-1WWIKemkvBFe45_eFtXKCjeOZvI8aSVQmGqULUEOvayBqbfw9tby/s1600/Zapiekanka+schemat.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="197" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1XTKDgTZfL4cij1TM_tFKsbftzrQAT3y8pwFq458-E1S5ufeyjQAscKKCCzeuaAAN5fabDb7xbrxn1_isr26AqzP-1WWIKemkvBFe45_eFtXKCjeOZvI8aSVQmGqULUEOvayBqbfw9tby/s400/Zapiekanka+schemat.png" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak! Zapiekanki na pętli to miejsce kultowe. Zwłaszcza, jeżeli uświadomimy sobie, że... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8ZnbXKa27LrvWWyCLiJzEVtaBDB5T8ycBPVICS3r_wjsstENMpwOZZwS4xqY9DtfSZ1As2hAEpj81uWA4lqCwNAPUwVyLJvAQoaYlbW7-U-huz1s108-ZAJsZuEzGuO1T_eRzTMfVQJHg/s1600/20130626_120938.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8ZnbXKa27LrvWWyCLiJzEVtaBDB5T8ycBPVICS3r_wjsstENMpwOZZwS4xqY9DtfSZ1As2hAEpj81uWA4lqCwNAPUwVyLJvAQoaYlbW7-U-huz1s108-ZAJsZuEzGuO1T_eRzTMfVQJHg/s320/20130626_120938.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC_hEeuNeTKh9D7gAldtgYwEF7iLnpjA_3jalKOOJ6yBRTdDnwmY6zxhziO3gpJDlPo_hxCfqWDexmLUhdPFzUPZG3T3KHh6roU9Y6j6uDI4rl1wlMKmoxF04zPomIgoVEWxJy5dStbdQ3/s1600/1984.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC_hEeuNeTKh9D7gAldtgYwEF7iLnpjA_3jalKOOJ6yBRTdDnwmY6zxhziO3gpJDlPo_hxCfqWDexmLUhdPFzUPZG3T3KHh6roU9Y6j6uDI4rl1wlMKmoxF04zPomIgoVEWxJy5dStbdQ3/s400/1984.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lokal funkcjonuje niemal 30 lat (!). Powtórzę: TRZYDZIEŚCI LAT. Żaden bar szybkiej obsługi w tym mieście, a kto wie, czy nie w Polsce, nie może pochwalić się tak długim stażem. Wielu z nas nie było jeszcze na świecie, kiedy otwierano lokal. Ileż zapiekanek przez ten czas zrobiono! Iluż klientów nakarmiono! Są to - z pewnością - liczby przytłaczające. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W dobie skomercjalizowanego świata, świata szybkiego i tandetnego, warto zajechać na pętlę bronowicką i kupić coś, co robione jest z sercem i pasją. Myślę, że dla każdego, kto przypadkiem znajdzie się na pętli i będzie miał w kieszeni 5 złotych, jest to nie tyle możliwość, ile obowiązek – obowiązek skosztowania najlepszej zapiekanki w mieście, poznania największej atrakcji Bronowic. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moja ocena: <b>10/10</b>. </div>
<br />Michałhttp://www.blogger.com/profile/10232840591398235785noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-25311874873127182852013-08-09T21:01:00.001+02:002013-08-09T21:52:22.423+02:00"Zapp" 60ml (Algida)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-kChxfhZ4d0k/UgVIJORmFjI/AAAAAAAABU0/cXAqzMxVr4w/s1600/Lody-ZAPP-powracaja_image_width_330.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="177" src="http://2.bp.blogspot.com/-kChxfhZ4d0k/UgVIJORmFjI/AAAAAAAABU0/cXAqzMxVr4w/s200/Lody-ZAPP-powracaja_image_width_330.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span id="goog_1152382326"></span><span id="goog_1152382327"></span>"Zapp" 60ml (Algida)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Lody.</div>
<div style="text-align: justify;">
cena detaliczna: ok. 1,5zł</div>
<div style="text-align: justify;">
liczba kalorii: 140 kcal
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drodzy państwo - szalone lata 90., lato, plaża, z głośników dobywają się pierwsze dźwięki "Takiego tanga" Budki Suflera. Najważniejszą atrakcją dla starszych bywalców nadmorskich i pojezierskich kurortów jest wyprawa na lane "EB" - słodkie jak kapitalizm i czerwone jak przeszłość ministrów z SLD. Za to dla mnie - podstawówkowego amatora niezdrowej żywności - liczyły się tylko solone frytki spożywane w absurdalnych ilościach oraz lody. Ach, lody! Te kupowałem w sklepie "U Arbuza", przezywanym tak z racji na podobieństwo właściciela do byłego już wtedy premiera Oleksego. Zjadane w ilości od trzech do pięciu dziennie przyczyniały się do bólów brzucha, ale i poczucia spełnienia w naszej bezsensownej egzystencji. Ponieważ byłem zbyt mały aby podołać pochłonięciu ogromnego "Magnum" (o ile nie popełniam w tym momencie anachronizmu i marki tej Algida nie wprowadziła nieco później), lodów o zaporowej cenie 5zł, na moje ulubione "na patyku" wybrałem "Zappa" - kolorowe lody o smaku karmelu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Postanawiając przypomnieć sobie tamte czasy włączyłem kanał z polska muzyką taneczną i otworzyłem produkowanego współcześnie, ponownie po dwuletniej przerwie, "Zappa" aby ocenić go i porównać z moim wspomnieniem o tym produkcie z czasów, gdy gałka kosztowała złotówkę, a sezamki pakowano po pięć. Opakowanie zmieniło się zgodnie z kanonami designu A.D. 2013 (wybaczcie, ale moim skromnym zdaniem nieprzystającymi do wyśrubowanych standardów graficznych z lat 90.). Jest bardziej minimalistyczne, obrazek loda wygląda kolorowo jak dzieciństwo kucyków "Pony", a obok niego, nie wiadomo po jaką cholerę, walnęli wizerunek jakiegoś uczłowieczonego dzikiego zwierza (dzieci teraz lubią zwierzaki, ale w moich czasach musiałby być dinozaurem, żeby zwrócić swoim jestestwem uwagę). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizWUVvwnbWEceiwfKOPK82MYeq9rETNhoY9bP-SFP-0Yi9lFTwso4WmEUb1aOjFZq4oelNQZy0cirMsooDAIDO8-xmOllqEDKbChFP9PYAhKTSQg-fHRBXa16q7u3yhkA_f6gJdqvvd4Q/s1600/zappik.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizWUVvwnbWEceiwfKOPK82MYeq9rETNhoY9bP-SFP-0Yi9lFTwso4WmEUb1aOjFZq4oelNQZy0cirMsooDAIDO8-xmOllqEDKbChFP9PYAhKTSQg-fHRBXa16q7u3yhkA_f6gJdqvvd4Q/s200/zappik.jpeg" width="125" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lody Są Dobre</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Po otwarciu oczywiście pstrokaty miks wesołych kolorków staje się czymś przypominającym zawartość kubka z wodą pod koniec lekcji plastyki. Mając jednak w głowie smak, który znam z czasów mojego "kajtkowania" nie miałem żadnych negatywnych przeczuć. Pierwszy etap konsumpcji nie przyniósł nic poza radością i niepowtarzalne doznanie słodkości stało się moim udziałem. W tym momenie przypomniałem sobie, dlaczego ongiś myślałem, iż karmel jest czymś w kolorach tęczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Jednak po jakimś czasie przepełniło mnie uczucie popularnie nazywane "zamuleniem", a przecież lód jest dość małej wielkości - co za dużo słodkiego, to mdło. Gdyby tego było dość - pojawia się jakiś nieprzyjemny tekturowo-chemiczny posmak, który po prostu odrzuca. Byłem przerażony, gdy przez moją głowę przetoczyła się myśl o tym, by "Zappa" po prostu nie skończyć i wyrzucić! Nie zwykłem jednak marnować recenzowanego jedzenia i zmusiłem się, żałując jednak, że nie wybrałem niezawodnego "Noggera".</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBAk9e4NzdIIF-AOtXHregA3LzzykOZK5tqq37HYIDwYFMpdnYriKY20qvz2okRPFebrHUtVask_A-eKV3fNwZcLy1_nNLh7e0v-3IcOCV8KdqBV80NRWUcqBaLVxWMO4ocsM4xvDn9aA/s1600/images.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBAk9e4NzdIIF-AOtXHregA3LzzykOZK5tqq37HYIDwYFMpdnYriKY20qvz2okRPFebrHUtVask_A-eKV3fNwZcLy1_nNLh7e0v-3IcOCV8KdqBV80NRWUcqBaLVxWMO4ocsM4xvDn9aA/s1600/images.jpeg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Już niedługo w Twojej zamrażarce</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Droga Algido! Cóż to się stało przez te wszystkie lata, gdy ja zajmowałem się graniem w gry komputerowe i markowaniem mojej edukacji, a Ty, Moja Droga, eksplorowaniem możliwości marketingowych hitów muzyki tanecznej? Czy stać się coś mogło z metodą produkcji, albo transportu? Mam nadzieję, że mój lód nie leżał przy mrożonej pandze albo nie był myty "Ludwikiem"! Jak wiele tej różnicy w doświadczeniach z obu czasów mogę przypisać mojej kiepskiej pamięci, umiłowaniu eskapizmu i wpływowi reklam telewizyjnych na moją psyche? Myślę, że pewnie dwa punkty z dziesięciostopniowej skali to właśnie wpływ mnie samego. Ustalmy więc: "Zapp" z roku 1997 - 9/10. "Zapp" dziś - ten z włochatym patafianem na papierku i lizany przeze mnie w wieku, który nie uprawnia do występowania w młodzieżówce - 3/10. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Lata 90-te - wróćcie! </div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-67211397595508912262013-07-30T18:45:00.001+02:002014-01-04T01:45:03.658+01:00"Sonko Pop Cool Chips Zielona Cebulka, 60g" i "Sonko Pop Cool Chips Papryka, 60g" (Healthy Food Production S.A.)<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-c8nqhqCetXY/Uffh2KJuKiI/AAAAAAAABT8/wwseqe8qCSc/s1600/IMG_0613.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="http://2.bp.blogspot.com/-c8nqhqCetXY/Uffh2KJuKiI/AAAAAAAABT8/wwseqe8qCSc/s320/IMG_0613.jpg" width="320" /></a></div>
<b>"Sonko Pop Cool Chips Zielona Cebulka, 60g" i "Sonko Pop Cool Chips Papryka, 60g" (Healthy Food Production S.A.)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Czipsy popcornowe o smaku zielonej cebulki i Czipsy popcornowe o smaku papryki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<b>cena detaliczna:</b> ok. 3 zł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>liczba kalorii:</b> ok. 400 kcal/100g.</div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Do zrecenzowania owego produktu namówiło mnie takie małe, mądre, śliczne, kieleckie blond "coś", co przywykłem nazywać dziewczyną. Akurat jestem na diecie (niestety wciąż jestem na tyle gruby, że gdy tylko ściągam obok domu koszulkę, sąsiad regularnie bierze mnie na cel swojej strzelby, pewien, że dziki wieprz zakrada mu się na podwórko), więc poszukuję nisko kalorycznych przekąsek, które zaspokoiłyby moją potrzebę zjedzenia czegoś dobrego, a nieszkodliwego. Produkt Sonko miał się stać (tymczasową) alternatywą dla moich ukochanych Laysów. Czy mu się to udało? Zapraszam do recenzji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-GEa8op8HRbQ/Uffiloe7TLI/AAAAAAAABUI/wGrSAqGCOZU/s1600/IMG_0617.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="205" src="http://3.bp.blogspot.com/-GEa8op8HRbQ/Uffiloe7TLI/AAAAAAAABUI/wGrSAqGCOZU/s320/IMG_0617.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zacznijmy od garstki faktów: 1) Nazwa produktu jest mało gustowna (wyobraźcie sobie, że wchodzicie do sklepu i mówicie: "Poproszę te czipsy Pop Cool o smaku papryki!" Słabo.) i skierowana raczej do przedszkolnego odbiorcy, a nie dojrzałego konsumenta. Ma natomiast pewne uzasadnienie, bo czipsy są popcornowe, a nie ziemniaczane (koło ziemniaka to nawet nie stało). 2) Czipsy pakowane są w coś, co nie jest w pełni klasyczną folią (bardzo ciekawa w dotyku, jeśli ktoś lubi macać rzeczy. Ja lubię). Co ciekawe, jedna paczka sprawiała wrażenie bardzo napakowanej powietrzem (zielona cebulka), natomiast druga wręcz przeciwnie (papryka) - zawierała luzy. Najwyraźniej bęben maszyny dmuchającej był pusty i nie nastąpiło zwolnienie blokady (w odpowiednim momencie). 3) Produkt sili się na eko, healthy, etc. Dzięki użyciu innego materiału czipsotwórczego, zawiera 75% mniej tłuszczu (w stosunku do kartoflanego odpowiednika) i nie ma w nim śladu konserwantów i glutaminianu monosodowego (czymkolwiek by to cholerstwo nie było. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie wymyślają tych nazw na poczekaniu, bo niedługo zaczną pisać np. "Nie zawiera glutobenzynosiarczanu kutaminatydatyny" i co najgorsze - nie skłamią. A tak poważnie, w Internecie znalazłem, że produkt nie zawiera wprawdzie glutaminianu sodu czyli E- 630, ale zawiera rybonukleotydy disodowe (E-635), które są pochodną ww. glutaminianu, więc nie wysnuwałbym zbyt pochopnych wniosków co do "ekologiczności" owych czipsów).</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-JDM3vGv-46k/UffipwuJ28I/AAAAAAAABUQ/BH8kVVVBjR4/s1600/IMG_0620.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="http://3.bp.blogspot.com/-JDM3vGv-46k/UffipwuJ28I/AAAAAAAABUQ/BH8kVVVBjR4/s320/IMG_0620.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Co do smaku, to faktycznie, warstwa wierzchnia czipsa jest dobrze nasycona aromatem przez co wrażenie "styropianowości" jest ograniczone do minimum (co nie znaczy, że go nie ma). Jeśli lubicie konsumować czipsa w ten sposób, że najpierw "wysysacie" w buzi z niego wszystkie soki - to wrażenie wpieprzania opakowania po telewizorze będzie intensywniejsze, jeśli natomiast od razu gryziecie i przełykacie, to mniejsze. Czipsy wymagają zresztą nieco większego wysiłku szczęki, niż ich ziemniaczany brat, albowiem trochę trzeba jest zgryźć, zanim się przełknie (są znacznie grubsze i mniej kruche). Co do smaku, to miałem okazję testować dwa warianty: paprykowy i o smaku zielonej cebulki. Ten pierwszy smakował mi jakby bardziej, pełniej, albowiem w drugich było trochę za dużo soli. Wszystko to jednak kwestia gustu i osobistych preferencji (w teście siły smaku - dwa różne czipsy do ryja naraz i sprawdzenie, który da się wyczuć - zwyciężyła cebula).<br />
<br />
Czas na podsumowanie. Czipsy okazały się solidnym produktem, który zaspokaja głód i poczucie, że nie zjadło się zbyt dużo. Nie stanowią konkurencji smakowej dla najlepszych z Laysów, niemniej jednak pod presją diety, czuję się zobowiązany ocenić je na <b>7/10</b>. <br />
<br />
Na zachętę.<br />
<br /></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-29218290169802764502013-07-14T13:51:00.001+02:002013-07-14T13:51:29.651+02:00"Parówki Ulubione o smaku chili", 205g (Indykpol S.A.)<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Zv04KF7VxHE/UeJ7Qg-959I/AAAAAAAABRY/tuqojsiXPSk/s1600/IMG_0185.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-Zv04KF7VxHE/UeJ7Qg-959I/AAAAAAAABRY/tuqojsiXPSk/s200/IMG_0185.jpg" width="151" /></a></div>
<b>"Parówki Ulubione o smaku chili", 205g (Indykpol S.A.)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiełbasa drobiowo-wieprzowa, drobno rozdrobniona, wędzona, parzona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>cena detaliczna:</b> ok. 2,79 zł<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>liczba kalorii:</b> ok. 220 kcal</div>
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jak mówi mądre powiedzenie - "Trzecią wojnę światową przeżyją tylko karaluchy, szczury i parówki." Możesz się teraz zastanawiać drogi czytelniku: "Szczury, karaluchy, pracownicy Katedry Prawa Cywilnego WPiA UJ - rozumiem - ale dlaczego na wszystkich bogów - parówki?!" Otóż z co najmniej trzech powodów: 1) łatwości przygotowania, 2) walorów smaków, 3) walorów energetycznych. Parówki można zrobić z wszystkiego (<a href="http://wpieprzamy.blogspot.com/2013/01/kubusiowe-paroweczki-225g-zpm-henryk.html" target="_blank">nawet z bohaterów Disneya</a>), zawsze mają choćby przyzwoity smak i dostarczają odpowiednio dużo energii, by przetrwać tak w naszym świecie, jak i postapokaliptycznym piekle, w którym o każdy kawałek ziemi, należy walczyć z popromiennymi potworami (z ww. Katedry).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-gJwbwoXw5Tk/UeJ-5zDf6MI/AAAAAAAABRo/s0Tm72GKfxU/s1600/IMG_0188.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-gJwbwoXw5Tk/UeJ-5zDf6MI/AAAAAAAABRo/s0Tm72GKfxU/s320/IMG_0188.jpg" width="261" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Zabrzmi to wzruszająco, ale parówki owe podarował mi brat ze słowami: "Kupiłem ci parówki z chili, żebyś mógł zrecenzować je na Wpieprzamy." Spełniło się zatem marzenie redakcji niniejszego bloga, by otrzymywać darmowe jedzenie od licznych, hojnych donatorów. Przez jakiś czas produkt ów leżał w lodówce, aż przyszedł dzisiejszy niedzielny poranek i zainspirowana telewizyjną debatą o uboju rytualnym, wielka chęć wrzucenia na talerz kawałka martwego zwierzaka. Opakowanie od samego początku nie bardzo mi się spodobało - żółć i czerwień, to nie są moje ulubione barwy, wolałem wcześniejszą, niebieską kolorystykę wyrobów Indykpola. Ale to detal, zjada się w końcu zawartość tegoż opakowania. Można się za to z niego jeszcze dowiedzieć, że produkt składa się w 46% z mięsa indyczego, w 7% z kurczaka, a w 16% z mięsa wieprzowego. Nieźle.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-UW3r-06PxLk/UeKBvrHRc-I/AAAAAAAABR4/ceVWc0oK5tQ/s1600/IMG_0192.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="111" src="http://3.bp.blogspot.com/-UW3r-06PxLk/UeKBvrHRc-I/AAAAAAAABR4/ceVWc0oK5tQ/s320/IMG_0192.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
By zbadać jak owe parówki smakują, przeprowadziłem Parówkowy Test Wpieprzamy (wszelkie prawa zastrzeżone) polegający na skonsumowaniu parówki w trzech trybach: 1) na surowo, 2) po ugotowaniu w sposób wskazany na opakowaniu, 3) po wrzuceniu do mikrofalówki na dwie minuty (440W)<br />
.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-1TMQshngZBw/UeKD7PvaYnI/AAAAAAAABSI/l1KGQiwV-14/s1600/IMG_0193.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="268" src="http://3.bp.blogspot.com/-1TMQshngZBw/UeKD7PvaYnI/AAAAAAAABSI/l1KGQiwV-14/s320/IMG_0193.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>Posiłek o wdzięku PRLowskiego kierowcy PKSu.</i></td></tr>
</tbody></table>
Na surowo produkt smakuje mocno przeciętnie, w połowie konsumpcji nawet nieco mnie zemdliło (może z powodu wczorajszej imprezy), dlatego nie mogę ocenić go zbyt wysoko. <strong>4/10 </strong>to absolutnie maksymalna nota, przykro mi Indyczku. Po ugotowaniu jest o dziwo dużo lepiej, aromat chilli jest wyraźnie odczuwalny, ale nienachalny i łatwy do zabicia ketchupem lub majonezem. Wypada dać owym parówkom notę wyższą, to jest <strong>6/10</strong>. Prawdziwą moc, parówki pokazują jednak po wsadzeniu do mikrofali, robią się wtedy naprawdę dobre, także wtedy, gdy przesadzimy, doprowadzając do pęknięcia skórki. Nota wędruje więc do góry o jeden stopień, docierając do oceny <strong>7/10</strong>, co jak na parówki jest całkiem niezłym wynikiem.<br />Rekomenduję, przyrządzać je właśnie w ten sposób.</div>
<br />Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-58986673420419655192013-07-09T00:23:00.001+02:002013-07-09T00:31:19.787+02:00"Lays MAX Ser & Zielona Cebulka", 140g (Frito-Lay)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Gqbl4gpF3gI/UdssIL4SsHI/AAAAAAAABQE/GFJyLwz5F_U/s1600/Lays_MAX_Ser_Zielona_Cebulka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-Gqbl4gpF3gI/UdssIL4SsHI/AAAAAAAABQE/GFJyLwz5F_U/s200/Lays_MAX_Ser_Zielona_Cebulka.jpg" width="173" /></a></div>
<b>"Lays MAX Ser & Zielona Cebulka", 140g (Frito-Lay)</b><br />
Czipsy ziemniaczane, grubo krojone.<br />
<b>cena detaliczna</b>: ok. 4.49 zł.<br />
<b>liczba kalorii</b>: ok. 700 kcal. (cała paczka)<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wakacje to czas dokonywania trudnych wyborów, takich z pogranicza życia i śmierci (towarzyskiej). Jak bowiem powszechnie wiadomo - nikt nie lubi grubych ludzi. (Ta piękna, generalna zasada uświęcona latami tradycji nie dotyczy Wojtka Manna i kobiet w ciąży (ale i to pod warunkiem, że jest to twoja żona)). Toteż trzeba wybierać - albo zamkniesz ryja i weźmiesz się za siebie, biegając w te i we wte oraz chodząc na siłownię, aby potem pozować do wakacyjnych "słitfoci" na fejsa, albo zignorujesz zalecenia dietetyków i dobrze na wakacyjnej słitfoci będziesz wyglądać tylko w otoczeniu tuczników z pobliskiej obory. Myślisz, że wybór jest prosty? Nic bardziej mylnego! Podejmowanie takiej decyzji łączy się z niemal fizycznym bólem.<br />
<br />
Z jednej strony - trzeba bowiem ciężko harować, żeby wyglądać szczupło i pięknie, tryskać zdrowiem i energią, a z drugiej strony czipsy. Niby trzeba podobać się płci pięknej (osobiście spasłem się tak, że wstydzę się ściągać koszulkę już przed samym sobą, bojaźliwie zasłaniając cycki, żebym ich przypadkiem nie zobaczył), a z drugiej strony kiełbasa z grilla i karkówka. Ból, ból, kalorie i ból.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-dxYC4y_CLT4/UdsxlrgMb-I/AAAAAAAABQU/w-Mu6XQIZbQ/s1600/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="85" src="http://4.bp.blogspot.com/-dxYC4y_CLT4/UdsxlrgMb-I/AAAAAAAABQU/w-Mu6XQIZbQ/s320/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-small;">Nawet najpiękniejsze "dziewczyny z Facebooka" mają problem z dokonywaniem owych wyborów.</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-small;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Sam biegam głównie po supermarkecie, więc nikogo nie powinno dziwić, że pewnego słonecznego dnia wpadłem na zupełnie nowe Laysy MAX (na półkach sklepowych zadebiutowały w połowie czerwca!) o smaku sera i zielonej cebulki. Pewnie zignorowałbym estetyczne, błękitne opakowanie (kojarzone raczej z tradycyjnymi Laysami o smaku fromage), ale mą uwagę przykuł napis po drugiej stronie paczki - "Wszystkie składniki Lay's są powszechnie stosowane w produkcji żywności", co tak naprawdę znaczy mniej więcej tyle, że gdy upowszechni się robienie czipsów z postsowieckich odpadów atomowych, to będziecie mogli zrezygnować z korzystania z lampki nocnej. Nie będzie Wam potrzebna.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-BnGtn0b6Igs/Uds5CyeO-II/AAAAAAAABQ0/qAqByaOYfgM/s1600/IMG_0059.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="http://1.bp.blogspot.com/-BnGtn0b6Igs/Uds5CyeO-II/AAAAAAAABQ0/qAqByaOYfgM/s320/IMG_0059.JPG" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: justify;">
Czym prędzej rozdarłem paczkę, z której wydobył się miły, cebulowy zapach. Nowe czipsy wyróżniają się z nietypowym, falistym kształtem (przypominającym nieco kształt płyt azbestowych, które przez lata miałem na dachu (nie muszę chyba dodawać, że mój pokój mieścił się na poddaszu... Rodzice bardzo mnie kochali)), który możecie zaobserwować na fotografii poniżej:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-6wgS6ZkjwUQ/Uds548-8y_I/AAAAAAAABRE/ZZcs0sOf6Ds/s1600/IMG_0060.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="http://3.bp.blogspot.com/-6wgS6ZkjwUQ/Uds548-8y_I/AAAAAAAABRE/ZZcs0sOf6Ds/s320/IMG_0060.JPG" width="320" /></a></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Muszę przyznać, że jest on dużo wygodniejszy w konsumpcji. Czipsy nie łamią się zbyt łatwo w ustach, dzięki czemu można w pełni nasycić się ich smakiem. Co do tego ostatniego, to jak można się spodziewać - jest mocno słonawy i więcej w nim posmaku cebuli, niż sera. Jest niezły, ale po kilkunastu czipsach zaczyna nużyć. Nie jest to z pewnością produkt, którego paczkę zjadłbym w całości podczas jednego wieczoru (co może być jakąś zachętą do jego kupna w wakacje, gdy już bardzo musimy, ale...).</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Odstrasza też cena - stanowczo za wysoka. Daleko bowiem "MAXom" do rewelacyjnych, wyrazistych "Strongów", które w kategorii - "czipsy do 4.5 zł" - zmiatają wszystko co staje im na drodze. Jadłem jakiś czas temu zwykłe, lewiatanowe czipsy i w smaku niewiele różniły się od recenzowanego produktu, a były sporo tańsze.</div>
<br />
Podsumowując, kształt to krok w dobrą stronę (nigdy nie lubiłem cienkich czipsów), ale smak - to pomimo zachowywania pewnego poziomu - jednak jakieś rozczarowanie. Mogłoby być lepiej.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>6/10</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-9755731203315494872013-05-28T22:29:00.000+02:002013-05-28T22:57:07.932+02:00"Servet's" ("U Szwagra" ul. Lea, Kraków)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-HMWvIBF4LsE/UaUaD-NBPRI/AAAAAAAABO8/nM3A7fcUbQk/s1600/WP_000041.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-HMWvIBF4LsE/UaUaD-NBPRI/AAAAAAAABO8/nM3A7fcUbQk/s200/WP_000041.jpg" width="200" /></a></div>
<b>"</b><b>Servet's" ("U Szwagra" ul. Lea, Kraków)</b><br />
<b>cena:</b> 12 zł<br />
<b>liczba kalorii: </b>over 9000<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Można by rzec, że składanej sobie i poniekąd czytelnikom obietnicy nie korzystania z fast-foodów jednocześnie nie wypełniłem i wypełniłem. Nie wypełniłem, gdyż niniejsza recenzja dotyczy tego typu jedzenia i wypełniłem, bo nie miałem nic wspólnego ze spożywaniem produktu (no, chyba że liczyć badawcze przyglądanie się z boku). Moim asystentem w stworzeniu nowatorskiej w formie recenzji był G., którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Drodzy Państwo: czytacie prawdopodobnie pierwszą w historii recenzję pisaną z "drugiej ręki", z "drugiego podniebienia" - tak może bardziej. Także pierwszą dania, a nie, jak to zwykle bywa, gotowego produktu. G. opowiada mi, co przeżył i czy warto, a ja smakuję językiem wyobraźni i opisuję. Wszystko dlatego, że mój układ trawienny takiego przysmaku mógłby nie zdzierżyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihEo2Gw9whyphenhyphen5JiAessqhBeCbr-E_wuiedCTF73tmXWkhXtvdjZv2A0C7ggBFoWgZ35HDChPg2zzwVyHGJMzKYUP14miA_jJQei_JB4AGmWEX7xGIKHIi0Z12QthyHVXNQkeOmNGDhW6Ag/s1600/WP_000040.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihEo2Gw9whyphenhyphen5JiAessqhBeCbr-E_wuiedCTF73tmXWkhXtvdjZv2A0C7ggBFoWgZ35HDChPg2zzwVyHGJMzKYUP14miA_jJQei_JB4AGmWEX7xGIKHIi0Z12QthyHVXNQkeOmNGDhW6Ag/s320/WP_000040.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">W kolejce do szczęścia</td></tr>
</tbody></table>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przedmiotem dzisiejszych rozważań jest "Servet's" z baru "U Szwagra" na ulicy Lea. Jest to popularna knajpa, szczególnie wśród tak zwanych "nocnych kowbojów" wracających z całonocnych przygód krokiem chwiejnym jak sytuacja polityczna na Bałkanach. Od niektórych z nich, koneserów, dowiedzieć się można o teoriach dotyczących genezy nazwy "Servet's". Ktoś twierdzi, że danie wymyślił Miguel Servet - hiszpański teolog, astronom, prawnik i lekarz jako nieudany eksperyment na żołądkach paryskich mieszczan. Inny mówi, że to od charakterystycznego naczynia, serwety-koperty, w którą wkłada się zawartość. Kwestia pozostaje nierozstrzygnięta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Porcja mięsa i frytek z sosami, bo tym właściwie jest ten przysmak (patrz ryc. 1) cieszy się "U Szwagra" ogromną popularnością, przewyższającą kebaby i zapiekanki. Może to wynikać z faktu, że - przynajmniej intuicyjnie - bardzo się on opłaca. W okolicznościach typowo "szwagrowych" (zmęczeni studenci wracający ze wspólnej nauki wszędzie dokoła) G. zamawia Graala krakowskich budek z żarciem. Fast-food ostateczny - "Servet's" <br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdqEynGpOV-x4X4mAFVA-Ma6heJhEDoX99TBQU7ClTPJyGucaHAxuZ9ykRG79S8gIvx1MOPlwdEuCPdZrUakwtfHPlhO4y5_VLUjJ30k0uS7oC48PYOYFy607MDukmRg8_vOh_d3KsUPA/s1600/970969_569558676433676_1063549855_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="296" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdqEynGpOV-x4X4mAFVA-Ma6heJhEDoX99TBQU7ClTPJyGucaHAxuZ9ykRG79S8gIvx1MOPlwdEuCPdZrUakwtfHPlhO4y5_VLUjJ30k0uS7oC48PYOYFy607MDukmRg8_vOh_d3KsUPA/s320/970969_569558676433676_1063549855_n.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">ryc. 1 (autorstwo: G.)</td></tr>
</tbody></table>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po krótkiej chwili oczekiwania mój asystent dzierży już w dłoni rożek z rarytasami. Wygląd jego nie jest niczym szczególnym ani też - należy szczerze przyznać - apetycznym. Duże, brzydkie kawałki kurczaka wystają z tektury. G. nie należy jednak do osób "jedzących oczami". "Jak walory smakowe?" - pytam zaciekawiony. Z relacji wynika, że mięsko jest smaczne, dobrze wysmażone i nie chrzęści. Jednak czasem kawałki mięsa są zbyt duże, nie pokrojone (ten problem niestety się powtarza). Frytki również bardzo dobre. Warto trafić, tak jak my, na karbowane - te są bardziej chrupiące. Proporcje wszystkich składników są odpowiednie, także biorąc pod uwagę ilość sosu (ważne: pani z czarnymi włosami ładuje więcej mięsa). Sos należy zamówić mieszany, bo bardziej się opłaca. Jego pikantność jest świetnie wypośrodkowana - smak jest wyraźny, a (tu cytat) "ryja nie wyparza".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Cechą charakterystyczną "Servet'sa" jest to, że już w połowie konsumpcji człowiek czuje się najedzony. Tu zapewne pojawiają sie pierwsze wątpliwości, ale zostają szybko zagłuszone upojeniem alkoholowym i wnioskiem: "przecież nie wyrzucę". Nasza decyzja zostaje sowicie wynagrodzona dojściem do etapu, w którym kurczak jest wymieszany z fryteczkami i sosem. Tu podobno jest najprzyjemniej. Na końcu jeszcze zostają same frytki, które możemy namoczyć resztkami tłuszczyku. Głód został zaspokojony. Gdzieś tak do podwieczorka następnego dnia. Pozostaje sympatyczny posmak i pierwszy wyrzut sumienia, a w oczy zagląda widmo jutrzejszej niestrawności.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfsEVGSr7CaqUEPBd61IrtwrdVAp60epb0Hq4Jqk7GfIMPzSOw5rNVbkgSiQGwwlXFtLLqNyov5t7mkx6NVLbod-4A-QAlsUwcE2nZ5a-K3j3dSOaIYy7DZkBV6io0vimkxxajHY8uPVI/s1600/WP_000041.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfsEVGSr7CaqUEPBd61IrtwrdVAp60epb0Hq4Jqk7GfIMPzSOw5rNVbkgSiQGwwlXFtLLqNyov5t7mkx6NVLbod-4A-QAlsUwcE2nZ5a-K3j3dSOaIYy7DZkBV6io0vimkxxajHY8uPVI/s320/WP_000041.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dzierż mocno, bo kradną</td></tr>
</tbody></table>
Wydaje mi się, że podobieństwo opisywanego dania do dantejskiego piekła, które również ma formę leja, nie jest przypadkowe. Jest to z pewnością wymysł diabła, mający nas oduczyć pijaństwa albo imprez bez zakąski. G. kończy opis: "jeśli mówimy o kategorii szybkiego jedzenia, to coś smaczniejszego z pewnością istnieje, ale coś, czym najeść się można bardziej - z pewnością nie". Dopytuję, czy warto: "raz spróbować tak - jak ze skokiem na bungee albo koncertem jazzowym". Więcej nie ma sensu. "Chyba, że jesteś koneserem" - dodaje G.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
8/10</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
P.S. G. po dwóch dniach spożywania "Servet'sa" z rzędu zachorował. Po krótkim okresie rekonwalescencji i trzymania się za brzuch wszystko jest z nim w porządku. Dziś mieszka na farmie wraz z ulubionymi zwierzętami i poświęca się pisaniu pamiętników. Dzięki pracy na rzecz zdrowego stylu życia otrzymał medal z rąk prezydenta. Jego przewód kanonizacyjny jest otwarty.</div>
Krzysiekhttp://www.blogger.com/profile/14711690486945935894noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-10173310639310361652013-05-23T17:44:00.002+02:002013-05-24T12:43:22.150+02:00"Mleczne Bułeczki", 400g, (Dan Cake) <div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNRbKCFSeHO-5V2q7gfE92qwZLbOR51K_QG5YfHTd8u9UgBjhO6FBtmkxaOSoH5PJm38XMAlCj0iuyA2xsw0vbendMsfR3Fkuzcb5Ytn92zlPQ3B_qnekWoLQ7ULtt9fN6AXTiHlnoE9Fj/s1600/Buleczki-Mleczne-400g-71545-big.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNRbKCFSeHO-5V2q7gfE92qwZLbOR51K_QG5YfHTd8u9UgBjhO6FBtmkxaOSoH5PJm38XMAlCj0iuyA2xsw0vbendMsfR3Fkuzcb5Ytn92zlPQ3B_qnekWoLQ7ULtt9fN6AXTiHlnoE9Fj/s200/Buleczki-Mleczne-400g-71545-big.jpg" width="200" /></a></div>
<br />
<b>"Mleczne Bułeczki", 400g, (Dan Cake)</b><br />
<b>cena detaliczna</b>: 6,49 - 8 zł (co sklep to inny obyczaj),<br />
<b>liczba kalorii</b>: nie podano (!)<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Myślę, że każdy z nas doświadczył swego rodzaju „przebudzenia z ręką w nocniku”, tj sytuacji, kiedy uświadomił sobie, że jest dzień świąteczny/głęboka noc/odludzie, a on nie ma nic do zjedzenia; tyczyło się to zwłaszcza chleba. </div>
<br />
Dróg ratunku jest wtedy kilka – najczęściej pada na Stację Benzynową, która, choć otwarta, zabija cenami. A kiedy już znajdziemy się na tej stacji, szukamy chlebopodobnych wytworów, takich jak styropianowe podstawki z ryżu, WASA (recenzja nie zawiera lokowania produktu) oraz właśnie bohater niniejszego tekstu, Mleczne Bułeczki.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhljZXG80vBrWoASTRNUz7QaanA3T8ir0VLWc0D5ncpc-s1N5SSBeMX9viPgThL8h3K0KkFLE6wkeWqVllTgDen33TBT9wT7jAWFdjmESi_ZR1hyphenhyphenfiHYomlh94MrcihFCi2PmYi3fsDD_fe/s1600/20130522_164528.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhljZXG80vBrWoASTRNUz7QaanA3T8ir0VLWc0D5ncpc-s1N5SSBeMX9viPgThL8h3K0KkFLE6wkeWqVllTgDen33TBT9wT7jAWFdjmESi_ZR1hyphenhyphenfiHYomlh94MrcihFCi2PmYi3fsDD_fe/s320/20130522_164528.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9ygrGnkJh2pVkKXP4namWCHTj_qM_yJsG_QPByeGNYDDb8L4CZm1Uwaw8w8a5SZH_gF1Rj4Xo_BeMB01F-iqkNNBQhStT2Vrmi2j85fxnlNoX4rKtc2F0ah-ls7Vl_BZ24MdgunSwo1I-/s1600/20130522_164446.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9ygrGnkJh2pVkKXP4namWCHTj_qM_yJsG_QPByeGNYDDb8L4CZm1Uwaw8w8a5SZH_gF1Rj4Xo_BeMB01F-iqkNNBQhStT2Vrmi2j85fxnlNoX4rKtc2F0ah-ls7Vl_BZ24MdgunSwo1I-/s320/20130522_164446.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Naturalnie, powyższa sytuacja jest mocno przerysowana – ktoś wspomniane bułeczki kupić może w podróż, dla dziecka, albo do nocnej posiadówy z grą multiplayer. Nie wiem, czy ktoś je kupuje dla smaku – nie chcę dopuszczać takiej myśli do mojej ciasnej łepetyny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bułeczki powitały mnie w sklepie promocją – zapłaciłem za nie jedynie 6,49, czyli cena jednostkowa jednego wypieku wynosiła 65 groszy; nieźle. W innych sklepach cena bułeczek dochodzi do 8 złotych, i to już jest bolesne, zwłaszcza że tańsze odpowiedniki kosztują ok. 4 złote. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaGnhTUMxK9Rg834dw-fy15Qp6IAHne2qG1-hy0dv0fv3I4LyJ5Sn8EEVR3tmV_EzpJ-DusWD9XCO1m-NFHfej8c3z_E_lxACweN3-his_7dHktj_1_rnWuAMZ3Au48NeyHw5hDXLlervc/s1600/20130522_164521.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaGnhTUMxK9Rg834dw-fy15Qp6IAHne2qG1-hy0dv0fv3I4LyJ5Sn8EEVR3tmV_EzpJ-DusWD9XCO1m-NFHfej8c3z_E_lxACweN3-his_7dHktj_1_rnWuAMZ3Au48NeyHw5hDXLlervc/s320/20130522_164521.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale nie cena się liczy – wszak to jedne z najlepszych sztucznie podtrzymywanych przy życiu wypieków na rynku! 10 bułeczek załadowanych jest do mocnego, przeźroczystego worka, niezbyt szczelnie zadrukowanego napisami wszelakimi. Środków konserwujących trochę jest. Ale nie za dużo! Data krańcowej przydatności do spożycia została ustalona w moim przypadku na 17 czerwca 2013 roku, co każe sugerować, że mamy do czynienia z czymś teoretycznie naturalnym. No właśnie, sugerować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy już dorwiemy się do bułeczki, pochwycimy, przegryziemy, przeżujemy, połkniemy, to... Staje nam przed oczyma te 7 złotych, które mogło pójść na pierogi, dwa piwa albo bananowe kondomy. Co prawda bułeczka pachnie ciastem drożdżowym takim jak od babci®, i tu duży plus, to jednak, gdy zagłębimy się w woń ciasta, poczujemy masło. Takie roztopione na słońcu, prawie że jełczejące , chcące oddzielić jestestwo pleśni od jestestwa masła, i zacząć nowe, lepsze życie na granicy lipidów i estrów glicerolu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWQB7U9ZUcx9DRBZ2r-uD8Il-spakt_-Me9hXq4POiXS-cThvIerLFjgiCP-5uMYyXjIG87BkRLUUGEDBbanUmb1yV4O2P6njAtzC4hEvB7ZD24AW4G3Ml_i_zUIaf7IObgXWG0ilJuxY2/s1600/20130522_164654.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWQB7U9ZUcx9DRBZ2r-uD8Il-spakt_-Me9hXq4POiXS-cThvIerLFjgiCP-5uMYyXjIG87BkRLUUGEDBbanUmb1yV4O2P6njAtzC4hEvB7ZD24AW4G3Ml_i_zUIaf7IObgXWG0ilJuxY2/s320/20130522_164654.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy1v-zTGc8RJnnA5R6-bMTn34JFWZC0MHrBXHtT1QTzGVeaVpLPGDmtyQI9KcDF8jWNWhsr-TI0o5LaQjF6N6c4ROK5O4Xs_2h7ytvlkJBvs-p7u_MuuVFfi9U0REMow6CjQLwjlD-oiFN/s1600/20130522_164811.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy1v-zTGc8RJnnA5R6-bMTn34JFWZC0MHrBXHtT1QTzGVeaVpLPGDmtyQI9KcDF8jWNWhsr-TI0o5LaQjF6N6c4ROK5O4Xs_2h7ytvlkJBvs-p7u_MuuVFfi9U0REMow6CjQLwjlD-oiFN/s320/20130522_164811.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co straszy dalej? Gąbczasta struktura rodem z bułek a la McDonald, co prawda o wiele bardziej treściwa, ale to akurat wada – z bułeczek skutecznie da się ulepić figurkę Jezusa Frasobliwego. Zgniecione ciasto smakuje zaś jak ciasto niedopieczone? Może dorasta w naszych żołądkach? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Smak? Słodki z nutką soli, no i te wszystkie aromaty typu bułka/masło. Smak nie jest ważny w przypadku pokarmu mającego poratować przed nagłym głodem. Są gorsze rzeczy – bułeczka niezbyt właściwie reaguje w kontakcie ze śliną. Robi się wtedy bardzo twarda, niczym kamień. Już dawno nie przełykałem z taką dezaprobatą. Czuć coś syntetycznego, coś mdlącego. Po zjedzeniu trzech bułeczek było mi niedobrze – na szczęście czwarta zadziałała niczym korek od butelki wina, i zatrzymała wybuch małej apokalipsy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam świadomość, że na rynku istnieją produkty konkurencyjne, ba, nawet kiedyś je jadłem! Ale i tak „Bułeczki” ratuje tylko data zalecanego spożycia, co każe sugerować, że jest to wypiek w miarę naturalny. I za to w niniejszej recenzji produkt ten dostanie oczko więcej, łącznie: <b>5/10</b>. </div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
Michałhttp://www.blogger.com/profile/10232840591398235785noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6410673654408162541.post-22823798108871623102013-05-18T23:20:00.000+02:002013-05-18T23:23:45.856+02:00Aero Bubbles (Peppermint), 113g (Nestle)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-W3FCcIVAyCg/UZfWr8aDcbI/AAAAAAAABOM/N5WjiiYjdKc/s1600/DSC_0426.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://2.bp.blogspot.com/-W3FCcIVAyCg/UZfWr8aDcbI/AAAAAAAABOM/N5WjiiYjdKc/s200/DSC_0426.JPG" width="170" /></a></div>
<b>Aero Bubbles (Peppermint), 113g (Nestle)</b></div>
<div style="text-align: left;">
Kuleczki czekoladowo-miętowe. </div>
<div style="text-align: left;">
<b>cena detaliczna: </b>41p - £1.5 (w zależności od promocji)</div>
<div style="text-align: left;">
<b>liczba kalorii: </b>145 kcal na każde 9 kulek.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Napisy na zgrabnym, zielonym opakowaniu zachęcają do dzielenia się, ale ja nie zamierzam się nimi dzielić. Nabywam kuleczki w najbliższym Sainsbury's i chichocząc, niczym Gollum porywam do swojej nory, gdzie pochłaniam w samotności. Z zewnątrz produkt naprawdę robi wrażenie - folia jest gruba, logo z nazwą produktu wyraziste i pokryte błyszczącym lakierem, a wszelkie informacje podane w sposób niezwykle przystępny. Klasa światowa! Uczcie się rodacy, uczcie od najlepszych!<br />
<br />
Całość jest przy tym idealnie wyważona. Nie zrozumcie mnie źle - słodyczy zawsze jest za mało (i dobrze, bo i tak już jestem za gruby) - ale tych jest "za mało" w sposób bardziej zbliżony do "w sam raz". Gdyby jeszcze nie te napisy z tyłu opakowania - "party", "enjoy" i "share" - byłbym wniebowzięty! Ale, ale, zachwycam się opakowaniem, a pora przyjrzeć się samemu produktowi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-DcRCpW2nq4Q/UZfZ_5q7kFI/AAAAAAAABOY/e_VZDPJ39tY/s1600/DSC_0428.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="296" src="http://4.bp.blogspot.com/-DcRCpW2nq4Q/UZfZ_5q7kFI/AAAAAAAABOY/e_VZDPJ39tY/s320/DSC_0428.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Kuleczki wysypują się z mroku, po lekkim wstrząśnięciu saszetką. <Są wystraszone, boją się, drżą, jakby z zimna.> Optycznie nie sprawiają wrażenia jakby było ich dużo, ale - jak to kulki - mają taką fajną właściwość, że są okrągłe i same wysypują się z opakowania (dzięki właściwościom tocznym), przez co można uniknąć lękliwego zaglądania do środka i stresowania się, że "niedługo koniec" (przyznajcie, perspektywa końca czegoś dobrego zawsze jest szokująca). Kolejny plus dla gościa, który projektował opakowanie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-nsakX4n_rKI/UZfl0uy1x4I/AAAAAAAABOk/SCrNEcV9-2A/s1600/DSC_0430.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://1.bp.blogspot.com/-nsakX4n_rKI/UZfl0uy1x4I/AAAAAAAABOk/SCrNEcV9-2A/s320/DSC_0430.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Jeśli chodzi o wygląd pojedynczej kulki, to z zewnątrz są brązowo-zielone (po połowie), przy czym to brązowe to klasyczna mleczna czekolada, natomiast to zielone to miętowa aero-czekolada (bąbelkowa - nadmuchana, jak ser szwajcarski). Całość wypełniona jest zresztą właśnie tym zielonym, więc tradycyjnej czekolady nie ma tu tak dużo.<br />
<br />
Smakuje to oczywiście wyśmienicie (jeśli ktoś lubi miętę) i orzeźwiająco, odświeżając jamę ustną pysznie miętowym smakiem (mimo to dalej musicie myć po nich zęby, przykro mi). Kulki nie działają przy tym narkotyzująco (jak np. żelki, które zjadam metodą: jeden żelek, jeden żel, dwa żelki, trzy żelki, pięć żelków, cała paczka do ryja), można je odstawić na moment i zjeść za godzinę, lub na drugi dzień (nie mówię, że to łatwe, niemniej jednak możliwe). Najlepiej konsumować je przez wsadzenie do otworu gębowego i czekanie, aż się rozpuszczą. Powyższe sprawia, że są godnym polecania produktem, którym można (i należy) rozkoszować się w samotności. Jest ich niestety zbyt mało, żeby się dzielić.<br />
<br />
<b>9/10</b><br />
<br /></div>
Marcinhttp://www.blogger.com/profile/01341050952058254254noreply@blogger.com2