Groszek konserwowy
cena detaliczna: ok. 1,99 zł
liczba kalorii: ok. 200 kcal
W dobie zmasowanego ataku tzw. "hipsterstwa" poszukiwania ekonomicznego, wydajnego i zdrowego, a jednocześnie oryginalnego sposobu żywienia nabierają szczególnej wagi. Pozycja tradycyjnych - lunchowych lub tramwajowych - przekąsek w rodzaju wszelkiej maści batoników czy czekolad wydaje się niezagrożona (przynajmniej wśród normalnej i regularnie myjącej się części społeczeństwa), ale może warto od czasu do czasu sięgnąć poza domem po coś, co wywoła pozytywny wstrząs w najbliższym otoczeniu. Przykładowo po bohatera niniejszej recenzji.
Konsumpcja groszku w plenerze nie sprawia problemów, bowiem jedyne czego potrzebujemy to łyżeczka (może być plastikowa, ale nie ma wątpliwości, że metalowa - kradziona z XVI-wiecznej zastawy stołowej należącej do babci, będzie tu bardziej adekwatna, jeśli spożywanie groszku ma być elementem naszego "hipsterstwa")). Producent - śląski Jamar - umieścił na wieczku puszki wygodny otwieracz, który działa bez zarzutów umożliwiając otwarcie puszki w każdych warunkach. Gdyby taki "samootwieracz" znalazł się na słynnej puszce ogórków sportretowanej w "Pianiście" Romana Polańskiego, Władysław Szpilman nigdy nie zostałby wykryty przez Niemców.
Po otwarciu okazuje się zresztą, co nie powinno zaskakiwać, że owa niezbyt atrakcyjna puszka ma niezwykle bogate wnętrze. Groszek pachnie i smakuje wybornie. Mając komfort spożywania go przed recenzją w domu, przyjrzałem się dokładnie większości zielonych "kuleczek" i nie znalazłem w nich żadnego "detalu", który mógłby odebrać mi apetyt. Wszystkie były okrągłe, foremne i wyglądały niezwykle apetycznie. Żadnych pęknięć, wybrzuszeń, etc. Bez cienia sarkazmu - jedząc ten groszek czułem coś w rodzaju dumy narodowej.
Konsumpcja groszku w plenerze nie sprawia problemów, bowiem jedyne czego potrzebujemy to łyżeczka (może być plastikowa, ale nie ma wątpliwości, że metalowa - kradziona z XVI-wiecznej zastawy stołowej należącej do babci, będzie tu bardziej adekwatna, jeśli spożywanie groszku ma być elementem naszego "hipsterstwa")). Producent - śląski Jamar - umieścił na wieczku puszki wygodny otwieracz, który działa bez zarzutów umożliwiając otwarcie puszki w każdych warunkach. Gdyby taki "samootwieracz" znalazł się na słynnej puszce ogórków sportretowanej w "Pianiście" Romana Polańskiego, Władysław Szpilman nigdy nie zostałby wykryty przez Niemców.
Po otwarciu okazuje się zresztą, co nie powinno zaskakiwać, że owa niezbyt atrakcyjna puszka ma niezwykle bogate wnętrze. Groszek pachnie i smakuje wybornie. Mając komfort spożywania go przed recenzją w domu, przyjrzałem się dokładnie większości zielonych "kuleczek" i nie znalazłem w nich żadnego "detalu", który mógłby odebrać mi apetyt. Wszystkie były okrągłe, foremne i wyglądały niezwykle apetycznie. Żadnych pęknięć, wybrzuszeń, etc. Bez cienia sarkazmu - jedząc ten groszek czułem coś w rodzaju dumy narodowej.
Żeby Wam to unaocznić posłużę się przykładem z dnia dzisiejszego: Nie wziąłem śniadania do pracy, a i przed wyjściem uraczyłem się jedynie kawałkiem tosta, więc gdy koło 18 wróciłem do domu, byłem naprawdę głodny (gdyby nie kawał kanapki podarowany przez koleżankę, niechybnie zamordowałbym i zeżarł schizofrenicznego kolegę z pracy, albo wgryzł się w blat biurka). W lodówce z dopuszczalnych do spożycia rzeczy natrafiłem jedynie na ów groszek (piątek...) i uraczywszy się nim, skutecznie zabiłem jakiekolwiek oznaki głodu! To chyba wystarczy za wszelkie rekomendacje. Warto zresztą również dodać, że ze względu na niską kaloryczność produkt idealnie nadaje się do wpieprzania po 22, czyli tak zwanego "nocnego żerowania". Groszek z Jamaru otrzymuje ode mnie mocne 8/10!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz