Cena detaliczna: ok.1,15 zł
Kalorie: 118 kcal
Niedługo
nadejdzie czas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to bez skrępowania będzie
można raczyć się pierwszej jakości wypiekami naszych babć, mam i
sióstr. Zanim to jednak nastąpi, postanowiłem na prośbę czytelnika
uraczyć się wypiekiem fabrycznym: "sznitką", czyli niemiecką,
importowaną "Mleczną kanapką".
Produkt
zakupiłem w jednej z pruskich sieci handlowych razem ze skrzynką
lokalnego piwa. I już ta okoliczność spowodowała, że zauważyłem pierwszy
poważny minus. Niosąc skrzynkę do samochodu (swoją drogą to strasznie
niebezpieczne, że do punktów sprzedaży alkoholu można przyjechać autem!)
przygniotłem ciężarem trzymaną w kieszeni kurtki "sznitkę". Uszkodzenia
okazały się drobnę - wgniecenie w obrębie pseudopumpernikla i dający
się zatamować wyciek masy mleczno-miodowej. Trwałość nie jest więc mocną
stroną batonika.
Ale
czyż konsystencji nie można uznać również za zaletę? Lekkość, miękkość,
uczucie rozpływania się w ustach. Tak, właśnie to przykuwa uwagę w
czasie konsumpcji. Walory smakowe należy ocenić bardzo pozytywnie, ale
wytłumaczenie, jaki konkretnie jest to smak, jest zadaniem więcej niż
trudnym. Bo właściwie czym są elementy "kanapki"? Nazwijmy je umownie
"chlebem" i "zawartością". "Chleb" stanowi brązowa, zastygła breja
przywodząca na myśl filcowe naklejki na meble, "zawartość" to bliżej
nieokreślony krem, który gdyby tylko mógł, pomachałby nam przed oczami
"papieren" dowodząc, że pochodzi od bawarskiej łaciatej krowy. Jednak ja
nawet wtedy miałbym co do tego faktu wątpliwości. Ale, cholera by to,
"nie-wiadomo-co" z "nie-wiadomo-czym" smakuje przepysznie, nawet jeśli
Niemcy wpakowali tam zmielony garnitur Joschki Fischera.
Żałosna, oklapła - poznajcie "Mleczną kanapkę" |
Czas na analizę szaty graficznej. Kolorami dominującymi (jak na wszystkim w ofercie Kindera) są biel i czerwień. I to właściwie wszystko, co można napisać, bo to jeden z najbardziej minimalistycznych projektów znajdujących się w dzisiejszych "spożywczakach". Naprawdę, "Mleczna kanapka" wygląda jak towar z etykietą zastępczą. Informacja zostaje nam przekazana prosto i bez zbędnych ceregieli: "das ist eine Milchschnitte und Haende hoch!".
Powiedzmy
sobie szczerze - zdrowy chłop tym się nie naje. Kupujcie od razu dwie
sztuki. Delektujcie się, bo mało i naprawdę smaczne. Jeśli macie dzieci,
młodsze rodzeństwo - kupujcie im całe zgrzewki i podpierniczajcie, gdy
odrabiają lekcje. Porządny, niemiecki produkt, który jednak w zalewie
pospolitych "Prince-Polo", "Twiksów" i "Snickersów" nie ma szans przebić
się do mainstreamu i zapełnić pudełek na drugie śniadanie. Zostanie na
marginesie życia w lodówce w waszym osiedlowym sklepie, czy stanie się
przekąskową gwiazdą? Wszystko zależy od was!
Jakość: 8/10
Jakość biorąc pod uwagę wagę: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz