danie gotowe,
cena detaliczna: 3,99 zł
liczba kalorii: 442 kcal
Kiedy byłem małym chłopcem,
zobaczyłem jedną z bajek o kaczorze Donaldzie i Goofym. Dzielny
Donald wcielił się w niej w kłusownika, który marzył o zjedzeniu
pieczonego pingwina, bowiem przez cały swój pobyt na Antarktydzie
żywił się tylko fasolką po bretońsku, a w zasadzie Baked
Beans:
Jako,
że jestem fanem Reksia i innych socjalistycznych bajek, antypatia
kaczora względem fasolki wydała mi się nazbyt wyolbrzymiona oraz
teatralna, dlatego już wtedy, jako młody chłopiec, postanowiłem
zgłębić tajemnice fasolki... A jako, że nie zgłębiłem nigdy
techniki gotowania, mój pierwszy kontakt z tym daniem nastąpił,
jakżeby inaczej
–
na studiach. Spotkanie z pierwszym słoikiem pełnym
fasolki miało wymiar mistyczny. Pomiędzy rzędami chińskich
zupek tkwiło ono - gotowe danie do odgrzania w mikrofali - co prawda w
cenie trzech zupek chińskich, ale mój żołądek i oczy nie
patrzyły wtedy na cenę, co zwykło być określane, jako pierwszy
grzech studenta, lecz przejmującą potrzebę taniego, ciepłego
posiłku, co uczeni w piśmie określili ongiś jako studencką
cnotę...
W ciemnościach wartość wizualna fasolki wzrasta. |
Na szczęście, recenzowana dziś fasolka nie była „tą pierwszą”. Inaczej musiałbym definitywnie przestawić się na gotowe pulpety. Dlaczego?
Powodów jest wiele. Zacznijmy jednak od początku. Ponad półkilogramowy słoiczek oklejony jest gustowną foliową otuliną skutecznie zasłaniającą monotonne wnętrze. Ergonomiczny kształt słoika pozwala pewnie go chwycić, co jest szczególnie cenną zaletą, jeśli w drugiej ręce trzymamy butelkę piwa, czyli standardowy zestaw obiadowy studenta.
Po otwarciu słoika napływa do nas pierwsza fala rozżalenia – fasolka pachnie jak zimne, konserwowane potrawy, przywołując na myśl przesolone mięso w galarecie. Po wylaniu (podkreślmy to słowo – wylaniu) fasolki do miski zaobserwujemy kolejne, niepokojące symptomy – fasolki jest skandalicznie mało. Nie wgłębiajmy się w dalsze szczegóły „surowej” potrawy. Trzy minuty w mikrofalówce albo pięć w rondelku na gazie w zupełności wystarczą, by nasza potrawa zyskała odpowiednią temperaturę.
Wgryzając się w pierwszą fasolkę możemy poczuć jej smak – nie jest przegotowana, ani niedogotowana, skórka okalająca puszyste wnętrze jest może nazbyt twarda, ale niektóry koneserzy uznają tę niedogodność za zaletę. Niestety zaraz za fasolką ciągnie się sos, który jest nienaturalnie gęsty i „ciągnisty” – lista składników zaczynających się od dużej litery „E” w spisie składników zdaje się odpowiadać na pytanie, dlaczego tak jest.
Nie ukrywajmy – fasolkę Dobrowitu niszczy sos. Choć jest on awangardowym wręcz połączeniem smaku słodkiego ze słonym, to jest to połączenie nieumiejętne; jest niczym poziom gramatyki piszącego następujące zdanie – „te fasole wsadze se w nosa, abo tam gdzie może nie siega”.
Ciekawostka – w smaku sosu wyczułem nutkę papryki, jednak w samym sosie omawianej papryki, niestety, nie odnalazłem. Na plus należy uznać pływające w sosie farfocle w postaci ( prawdopodobnie) ziół, co nieco podnosi ocenę końcową.
Na wyższą, niż powinienem dać, ocenę końcową wpływ ma także pływające (a więc dosłownie! - dop. Marcin) między fasolkami mięso, choć w zasadzie określenie „mięso” dla tego, co tam pływa, jest komplementem. Pisząc wprost – mamy do czynienia z trzema grubymi plastrami kiełbasy będącej skrzyżowaniem taniej parówki, taniego pasztetu i whiskasa. Na szczęście kiełbasa jest tak miękka, jak fasolka, toteż gryząc ją nawet nie poczujemy różnicy między warzywem, a mięsem.
Powodów jest wiele. Zacznijmy jednak od początku. Ponad półkilogramowy słoiczek oklejony jest gustowną foliową otuliną skutecznie zasłaniającą monotonne wnętrze. Ergonomiczny kształt słoika pozwala pewnie go chwycić, co jest szczególnie cenną zaletą, jeśli w drugiej ręce trzymamy butelkę piwa, czyli standardowy zestaw obiadowy studenta.
Po otwarciu słoika napływa do nas pierwsza fala rozżalenia – fasolka pachnie jak zimne, konserwowane potrawy, przywołując na myśl przesolone mięso w galarecie. Po wylaniu (podkreślmy to słowo – wylaniu) fasolki do miski zaobserwujemy kolejne, niepokojące symptomy – fasolki jest skandalicznie mało. Nie wgłębiajmy się w dalsze szczegóły „surowej” potrawy. Trzy minuty w mikrofalówce albo pięć w rondelku na gazie w zupełności wystarczą, by nasza potrawa zyskała odpowiednią temperaturę.
Wgryzając się w pierwszą fasolkę możemy poczuć jej smak – nie jest przegotowana, ani niedogotowana, skórka okalająca puszyste wnętrze jest może nazbyt twarda, ale niektóry koneserzy uznają tę niedogodność za zaletę. Niestety zaraz za fasolką ciągnie się sos, który jest nienaturalnie gęsty i „ciągnisty” – lista składników zaczynających się od dużej litery „E” w spisie składników zdaje się odpowiadać na pytanie, dlaczego tak jest.
Nie ukrywajmy – fasolkę Dobrowitu niszczy sos. Choć jest on awangardowym wręcz połączeniem smaku słodkiego ze słonym, to jest to połączenie nieumiejętne; jest niczym poziom gramatyki piszącego następujące zdanie – „te fasole wsadze se w nosa, abo tam gdzie może nie siega”.
Ciekawostka – w smaku sosu wyczułem nutkę papryki, jednak w samym sosie omawianej papryki, niestety, nie odnalazłem. Na plus należy uznać pływające w sosie farfocle w postaci ( prawdopodobnie) ziół, co nieco podnosi ocenę końcową.
Na wyższą, niż powinienem dać, ocenę końcową wpływ ma także pływające (a więc dosłownie! - dop. Marcin) między fasolkami mięso, choć w zasadzie określenie „mięso” dla tego, co tam pływa, jest komplementem. Pisząc wprost – mamy do czynienia z trzema grubymi plastrami kiełbasy będącej skrzyżowaniem taniej parówki, taniego pasztetu i whiskasa. Na szczęście kiełbasa jest tak miękka, jak fasolka, toteż gryząc ją nawet nie poczujemy różnicy między warzywem, a mięsem.
W górnej części lewego dolnego rogu pływa sobie mięso. |
Była to jedna z nielicznych fasolek, których nie byłem w stanie dojeść, natomiast była to jedyna fasolka w całym zestawieniu, której (uwaga, skomplikowana intelektualnie konstrukcja!) niedojedzonej części ze zdania sprzed dwóch przecinków nie dojadł inny znajomy student.
Całości nie ratuje nawet cena – 3,99 polskich złotych, to o całą złotówkę za dużo.
Ocena końcowa, to mizerne 3/10, ocena stosunku ceny do jakości jest identyczna. Było nie było, najadłem się, choć jedno piwo nie wystarczyło, by usunąć niemiły słodko-słony smak.
Ps. Fasolka dostępna jest w sieci sklepów Polomarket.
Całości nie ratuje nawet cena – 3,99 polskich złotych, to o całą złotówkę za dużo.
Ocena końcowa, to mizerne 3/10, ocena stosunku ceny do jakości jest identyczna. Było nie było, najadłem się, choć jedno piwo nie wystarczyło, by usunąć niemiły słodko-słony smak.
Ps. Fasolka dostępna jest w sieci sklepów Polomarket.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz