sobota, 5 stycznia 2013

"Dukaty rybne", 320g (Frosta)



"Dukaty rybne", 320g (Frosta)
Kotleciki rybne
cena detaliczna: ok. 7,50 zł
liczba kalorii: 172 kcal



Kiedy już w lodówce nie ma zbyt wiele, albo po prostu nie chcesz jeść trzeci dzień z rzędu makaronu z sosem, ciekawą opcją jest kopsnięcie się do "Lewiatana" i przegląd tamtejszej zamrażarki. Do wyboru mamy: warzywa na patelnię w różnych wersjach, frytki karbowane i proste, oraz produkty rybne - panierowane. Zwykle kuszę się na zestaw: paluszki rybne + warzywa, ale tym razem zdecydowałem się na frytki marki "Lewiatan" (tak dawno nie jadłem frytek!) i "Dukaty rybne" Frosty (bez ości).

I w tym momencie warto powiedzieć jedną rzecz - nigdy, ale to nigdy nie kupujcie mrożonych paluszków rybnych ani tym podobnych w cenie gumy do żucia. To nie jest zabawa! Tu igra się z własnym życiem i zdrowiem! To jak wysłać cały pluton armii w pułapkę Wietkongu, a potem tłumaczyć się: "Sekretarzu McNamara, może warto było spróbować?" Nie! Nie warto! Nie robi się tego ani własnemu układowi pokarmowemu, ani krajowi.

Produkty Frosty, co innego, trzeba przyznać. Te są drogie i jeszcze nigdy się na nich nie zawiodłem. Jadłem jednak tylko paluszki w wersji pikantnej i zwykłej. Zawsze smaczne, nawet jeśli tradycyjnie trochę przypalone (a-pogram-chwilę-na-gitarze, skończę-oglądać-ten-filmik-na-youtube, chodź-bo-stoch-skacze). Dla mnie - zupełna nowość. Pudełko nie zaskakuje - stonowane kolory i rysunek zawartości. Otwieram opakowanie (zwróciliście kiedyś uwagę, że opakowania paluszków rybnych mają takie specyficzne otwarcie, którego nie ma nigdzie indziej?), palcem wydłubuję złociste kotleciki w liczbie ośmiu (połowa zawartości). Z zewnątrz wyglądają naprawdę spoko. Nie mam serca ani czasu któregoś z nich przekrajać - zostawmy konsystencję na później.

No, może te nie wyglądają dokładnie tak, jak moje.
Smażą się. Obliczyłem długość przygotowania w relacji do pieczonych frytek. Spóźniłem się minutę. Dukaty przybrały barwę świeżo położonego asfaltu. Nie zrażam się i wszystko ląduje na talerzu. Przywalam funtem frytek. Nadszedł czas na konsumpcję. Powoli rozdziapiam kotlecika na dwie części - są niestety dość małe, więc to wystarczy. Moim oczom ukazuje się widok zaskakujący - w środku dostrzegam szarawą bryndzę z dodatkiem czegoś zielonego, nie wiem, mięty? Chyba dla oszukania kubków smakowych. Wygląda trochę jak pleśń, ale bardziej obrzydliwa. Aby uzyskać jakiś smak ściszam radio - tak bardzo muszę się skupić. Smakuje jak ziemniaki, które zostały wcześniej przeżute przez pangę. Dlatego nie polecam jeść dukatów z ziemniakami - technicznie rzecz biorąc będziecie jeść ziemniaki z ziemniakami.

Dzięki Bogu mam frytki! Dużo frytek!

Nawet nie chodzi o to, jak bardzo jestem zawiedziony jakością "Dukatów rybnych". Ani jak bardzo zawiódł mnie mój ulubiony producent mrożonek. Chodzi o przyszłe pokolenia. Na stronie produktu (Strona o "Dukatach rybnych") ktoś napisał: "Uwielbiane przez dzieciaki!" Super, ale spójrzmy prawdzie w oczy, dzieciom będzie się na talerzu podobało wszystko, co nie jest schabowym ani wątróbką. I wiesz, droga Frosto, co z tego wyniknie za kilkanaście lat. Ludzie nie będą wiedzieć, jak smakuje prawdziwa ryba. Nie będziecie musieli pisać "bez ości", bo nikt nie będzie pamiętał, czym były ości. Jeśli ludzie za "produkt rybny" będą uważali puree z popeliny, to gdzie znajdziemy się jako cywilizacja? 

4/10, ale tylko dlatego, że brzuch mnie rozbolał dopiero po godzinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz