czwartek, 23 maja 2013

"Mleczne Bułeczki", 400g, (Dan Cake)


"Mleczne Bułeczki", 400g, (Dan Cake)
cena detaliczna: 6,49 - 8 zł (co sklep to inny obyczaj),
liczba kalorii: nie podano (!)



Myślę, że każdy z nas doświadczył swego rodzaju „przebudzenia z ręką w nocniku”, tj sytuacji, kiedy uświadomił sobie, że jest dzień świąteczny/głęboka noc/odludzie, a on nie ma nic do zjedzenia; tyczyło się to zwłaszcza chleba. 

Dróg ratunku jest wtedy kilka – najczęściej pada na Stację Benzynową, która, choć otwarta, zabija cenami. A kiedy już znajdziemy się na tej stacji, szukamy chlebopodobnych wytworów, takich jak styropianowe podstawki z ryżu, WASA (recenzja nie zawiera lokowania produktu) oraz właśnie bohater niniejszego tekstu, Mleczne Bułeczki.

 



Naturalnie, powyższa sytuacja jest mocno przerysowana – ktoś wspomniane bułeczki kupić może w podróż, dla dziecka, albo do nocnej posiadówy z grą multiplayer. Nie wiem, czy ktoś je kupuje dla smaku – nie chcę dopuszczać takiej myśli do mojej ciasnej łepetyny. 

Bułeczki powitały mnie w sklepie promocją – zapłaciłem za nie jedynie 6,49, czyli cena jednostkowa jednego wypieku wynosiła 65 groszy; nieźle. W innych sklepach cena bułeczek dochodzi do 8 złotych, i to już jest bolesne, zwłaszcza że tańsze odpowiedniki kosztują ok. 4 złote. 



Ale nie cena się liczy – wszak to jedne z najlepszych sztucznie podtrzymywanych przy życiu wypieków na rynku! 10 bułeczek załadowanych jest do mocnego, przeźroczystego worka, niezbyt szczelnie zadrukowanego napisami wszelakimi. Środków konserwujących trochę jest. Ale nie za dużo! Data krańcowej przydatności do spożycia została ustalona w moim przypadku na 17 czerwca 2013 roku, co każe sugerować, że mamy do czynienia z czymś teoretycznie naturalnym. No właśnie, sugerować. 

Kiedy już dorwiemy się do bułeczki, pochwycimy, przegryziemy, przeżujemy, połkniemy, to... Staje nam przed oczyma te 7 złotych, które mogło pójść na pierogi, dwa piwa albo bananowe kondomy. Co prawda bułeczka pachnie ciastem drożdżowym takim jak od babci®, i tu duży plus, to jednak, gdy zagłębimy się w woń ciasta, poczujemy masło. Takie roztopione na słońcu, prawie że jełczejące , chcące oddzielić jestestwo pleśni od jestestwa masła, i zacząć nowe, lepsze życie na granicy lipidów i estrów glicerolu. 




Co straszy dalej? Gąbczasta struktura rodem z bułek a la McDonald, co prawda o wiele bardziej treściwa, ale to akurat wada – z bułeczek skutecznie da się ulepić figurkę Jezusa Frasobliwego. Zgniecione ciasto smakuje zaś jak ciasto niedopieczone? Może dorasta w naszych żołądkach? 

Smak? Słodki z nutką soli, no i te wszystkie aromaty typu bułka/masło. Smak nie jest ważny w przypadku pokarmu mającego poratować przed nagłym głodem. Są gorsze rzeczy – bułeczka niezbyt właściwie reaguje w kontakcie ze śliną. Robi się wtedy bardzo twarda, niczym kamień. Już dawno nie przełykałem z taką dezaprobatą. Czuć coś syntetycznego, coś mdlącego. Po zjedzeniu trzech bułeczek było mi niedobrze – na szczęście czwarta zadziałała niczym korek od butelki wina, i zatrzymała wybuch małej apokalipsy. 

Mam świadomość, że na rynku istnieją produkty konkurencyjne, ba, nawet kiedyś je jadłem! Ale i tak „Bułeczki” ratuje tylko data zalecanego spożycia, co każe sugerować, że jest to wypiek w miarę naturalny. I za to w niniejszej recenzji produkt ten dostanie oczko więcej, łącznie: 5/10.   



3 komentarze:

  1. Kilo modeliny kosztuje pewnie ze 30 zł, a jeśli z bułeczki wychodzi Jezusek to formy mniej wymagające tym bardziej wyjdą. Może to jest dobry zamiennik i nie należy ich skreślać. Już to widzę - piknik ze "zdrową żywnością" a dla najmłodszych warsztaty lepienia z bułeczek. To ma potencjał! Miłego weekendu życzę (bez bułeczek)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście uważam, że mleczne bułeczki są pyszne! Mięciukie i słokie. Pałam do nich zupełnie przeciwstawnymi uczuciami. Ja dałabym min. 7 lub 8/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się pytam, kiedy kolejne wpisy?!

    OdpowiedzUsuń