piątek, 12 grudnia 2014

Kawa - moja historia

Mam bardzo trudną relację z kawą. Zacznijmy od początku. Przez cały okres szkolny piłem kawę tylko w formie dodatku do mleka. Bardzo niesłusznie. Po pierwsze dlatego, że mleko jest bardzo niezdrowe, po drugie cały tydzień chodziłem niewyspany i pewna dawka kofeiny mogłaby mi wydatnie pomóc w codziennym funkcjonowaniu. Powiedzieć, że byłem niewyspany to mało - tak naprawdę każdego ranka stawałem się bladym zombie i w ramach tego porównania mieszczą się także umiejętności arytmetyczne. Mój tok myślenia był jednak następujący: jestem młody, potrzebuję dużo snu, nie można go zastępować substancjami wpływającymi na układ nerwowy.

To jest kawa
Dziś jestem już nieco mniej młody i wiem, że cała zachodnia cywilizacja opiera się na sztucznym podtrzymywaniu przy świadomym życiu za pomocą espresso, americano albo bardziej barbarzyńskiej rozpuszczalnej. Wiedza ta skłania mnie do pewnej głębszej refleksji. Na ile bowiem współczesna nauka, technika i filozofia zawdzięcza kawie postęp? Czy Komitet Noblowski nie powinien wysłać jednego wielkiego medalu do Brazylii i wstawić go w środek plantacji? Co ze sztuką? Ileż wspaniałych płyt powstało pod wpływem tego czarnego płynu (powiecie, że raczej pod wpływem innych narkotyków, ale gdy przyjdzie twój diler, musisz mu przecież coś zaparzyć)? Krótko mówiąc: kawusia zastępuje całemu światu sen i motywację do działania i wszystkim przestało to już dawno przeszkadzać. A powiązanie dopływu kofeiny do krwi z sytuacją społeczną "przerwy na kawę", podobnie zresztą jak w przypadku "przerwy na papierosa", przyczynia się do niezwykłej popularności tej używki (ludzie zrobią wiele, by choć przez chwilę mogli przestać pracować, nawet kosztem późniejszego zwiększenia efektywności).




Znam takich, którzy ewidentnie z kawą przesadzają, usprawiedliwiając się swym pracoholizmem. "Piję już siódmą, co w tym dziwnego?" - patrzą na ciebie swymi przekrwionymi oczyma narkomana. Tak, dla mnie to jest dziwne. Z tego powodu, że składka była po równo, a poza tym jestem nadwrażliwy na kofeinę. Trudna sprawa. Gdy wypiję rozpuszczalną - taką z dwóch łyżeczek - trzęsą mi się ręce, zaczynam pisać operę o przedwojennych indiańskich robotnikach ("Howgh! Bra-cie! Ła-pać ła-mi-straj-ków!") i piszę "co słychać?" do kolegów z przedszkola. Tych, co ich nie widziałem od przedszkola. Dlatego normalnie piję rano taką z jednej łyżeczki. Pamiętam, że spożyłem kiedyś napój energetyczny. Usiadłem potem w kawiarni na Brackiej, zamówiłem cappuccino i obserwowałem, jak na ścianie ukazuje mi się miks najlepszych efektów specjalnych z "Odysei Kosmicznej". Zaś znajomi, z którymi tam poszedłem, byli wtedy tak naprawdę zupełnie gdzie indziej.


Dobry towar

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że kawa w moim przypadku w ogóle nie wpływa na efektywność pożądanej pracy. Mam problemy ze skupieniem uwagi już bez niej, a gdy wychylę kubek "nescafe", moje myśli biegają we wszystkie strony. Zamiast uczyć się, wkuwać trudne terminy, albo pisać to, co naprawdę powinienem, przypominam sobie najlepsze zabawy z lat dziecięcych lub odtwarzam z pamięci rozkład jazdy tramwaju numer "14". Gdyby chociaż kawa przyczyniła się do rozwiązania jakiejś niespodziewanej kwestii - istoty bytu lub któregoś z problemów milenijnych... Do niczego takiego nie doszło i nie dojdzie. A szkoda, bo sława i pieniądze trafią do innych. Przeważnie do tych, którzy piją po trzynaście filiżanek dziennie i nie dostają od tego mroczków przed oczami.

I - wychodzi na to - wcale nie mam trudnych relacji z kawą, tylko z własnym organizmem. To jest tradycyjne "bez niej źle, z nią jeszcze gorzej", gdyż nie do końca wyleczyłem się z bycia zmęczonym już od usłyszenia budzika. Całe szczęście od dłuższego już czasu mogę spać tyle, ile teoretycznie mi potrzeba. Nie robi to jednak żadnej różnicy. Zacznę przygotowywać sobie taką w proporcjach homeopatycznych - efekt placebo może zrobić swoje. 

Być może taka już dola niektórych, by czuć się jak na niższym szczeblu ewolucji?

4 komentarze:

  1. Mówisz - masz. Narzekałam, że wsiąknęliście w odległy i nieprzewidywalny świat, a tu nagle pokazuje się jeden wpis po drugim, na dodatek obu autorów. Super!
    Super jest również to, że tekst taki nietypowy, nierecenzencki. O ile pamiętam, a mogę się mylić, bo wszystkie teksty z bloga czytałam już jakiś czas temu, dotąd nie pojawiły się czyste rozważania filozoficzne na temat własnego zdrowia, życia, organizmu i tak dalej. Myślałam, że może jest to wstęp do opisu jakiejś konkretnej kawy, ale nie. Zaskakujące, ale - jak pisałam - wcale nie negatywnie.
    Na koniec dorzucę swoją własną historię o relacji z kawą tudzież krótki jej wycinek. Nigdy nie miałam podobnych jazd po wypiciu filiżanki czy kubka, raz tylko wypiłam trzy dwułyżeczkowe rozpuszczałki pod rząd i wtedy wszystko mi się trzęsło, ale na tym koniec. Prawie. Bo piję od lat (jak to brzmi), w tej chwili będąc na odwyku od pół roku, gdyż żołądek w końcu powiedział kategorycznie "STOP", odmawiając posłuszeństwa. Nie będę opisywać szeregu okropnych rzeczy, przez jakie przechodziłam w gabinetach lekarskich, ale efekt tego kawożłopiejstwa jest taki, że pić już nie mogę. I zmuszona byłam przerzucić się na Inkę, która kawie do stóp... do ziaren nie dorasta, ale co zrobić?
    Rada dla Ciebie: jeśli kawę pić musisz, chcesz, bądź potrzebujesz, wybieraj zbożową Inkę lub bezkofeinową Nescafe (żadne obce formy życia nie powinny Ci się po nich pokazywać).

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa przynosi mi ulgę. Zawsze. I zdarza mi się wypić siedem. Dziś były dwie. Kocham kawę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudni mi pojac ze ktos moze tak prostytuowac swoja znajomosc alfabetu zeby napisac recenzje zupki w proszku. Naprawde? Ile porzytecznych rzeczy mozna zrobic, ile napisow HWDP zamalowac w srodmiesciu, ile ksiazek przeczytac, a tymczasem ktos traci czas na pisanie o bagietkach a ja stracilam czas na czytanie tego w nadziei, ze na pewno jest drugie dno, przeslanie filozoficzne, zarcik ale niestety jest tylko niespelniony zyciowo facecik. Sory, moim zdaniem robienie slimakow z plasteliny jest pozyteczniejsze. Blagam nie rozmnazajcie sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje życie musi być nudne i bez sensu (na pewno bez książek, skoro piszesz "pożyteczny" przez "rz", chyba że w gimnazjum już tego nie uczą, to przepraszam). Drugiego dna i tak byś nie chwyciła, dziecko, więc Redakcja życzy Ci dalszych sukcesów, w zamalowywaniu napisów na murach! Całusy!

      Usuń