wtorek, 21 stycznia 2014

Wywiad z Krzyśkiem, współzałożycielem Wpieprzamy

Z Krzyśkiem spotykamy się w starym barze mlecznym, w którym niegdyś żywili się wąsaci kierowcy PKSów kursujących pomiędzy miejscowościami, jakich wstydzą się nawet mapy. Tu - pomiędzy barszczem z uszkami, a żurem z kiełbasą – Krzysiek czuje się bezpiecznie i swobodnie. Sam przez chwilę się waham, bowiem nawet sztućce zdają się mówić – „Nie lubimy tu obcych!”, ale mój rozmówca jest nad wyraz spokojny. „To Pan Zdzisław” – wskazuje na korpulentnego jegomościa zajadającego się w kącie pomieszczenia – „Koledzy mówią na niego Dzidek. Zawsze zamawia kapustę, ćwiartkę wódki i jajko, którego nigdy nie dojada. Siła przyzwyczajeń.” Najwyraźniej Krzysiek zna tu wszystkich, co pozwala skupić mi się na rozmowie, a nie na trosce o to, czy nie skończę z widelcem w oku.

Jak wysoko w Twojej piramidzie potrzeb sytuuje się jedzenie?

Myślę, że tylko stopień niżej od łącza internetowego. Posiłki traktuję jednak czysto zadaniowo, innymi słowy - jem, aby żyć, a nie żyję, aby jeść. Dlatego w przypadku śniadania, obiadu i kolacji nie ma dla mnie większego znaczenia wygląd i szeroko pojęta wykwintność jedzenia. W żadnym wypadku nie jestem wybredny! Nie rozumiem osób, które chodzą do drogich restauracji i wydają mnóstwo pieniędzy na coś, co może ładnie wygląda (o ile docenia się design z truchła zwierząt i np. sosu grzybowego), ale nie nasyci zdrowego człowieka. Oczywiście mam swoich faworytów (makarony, pizza, kanapka z serem). W przypadku recenzowanych produktów jest nieco inaczej, gdyż są to najczęściej przekąski, jedzeniowe używki. Mimo to  wspomniane podejście do żarcia przebija się w tekstach o nich.

Wyobraź sobie, że lecisz na pokładzie polskiego samolotu rządowego i tradycyjnie już, rozbijasz się, tym razem na bezludnej wyspie. Jakie trzy produkty żywnościowe chciałbyś tam mieć ze sobą, nim rozdziobałyby Cię kruki i wrony.

Jedyną bezludną wyspą, na której mógłbym spotkać kruki i wrony jest ta w Zwierzyńcu, na której pasą się koniki polskie, ale w porządku - odpowiem. Nie byłoby sensu jeść nic pożywnego, więc skupmy się na przyjemności: sernik wiedeński mamy, paczka pistacji i batonik "Daim". Niech się chociaż przebrzydłe ptaki nabawią cukrzycy!

Przejdźmy do tego co najważniejsze – do Wpieprzamy. Skąd pomysł założenia bloga konsumenckiego poświęconego profesjonalnym recenzjom żywności?

Pomysł wziął się z wizyty z piekarni sieci "Awiteks". Doznałem napadu frustracji gdy w przeciągu kilku dni podano mi najmniejszą jagodziankę, mimo iż przy szybce leżała dwa razy większa, oraz dostałem jakiegoś rogala z czekoladą, w którym nie było czekolady. A że od dawna zastanawiałem się nad dwoma rzeczami: rozwinięciem ruchu konsumenckiego w naszym kraju i znalezieniem nowej formuły dla mojego pisania po tym, jak blog Marcina o polityce bił rekordy wyświetleń tylko dlatego, że był pełen populistycznych analiz, gdy w tym samym czasie na mój nie wchodziła mysz z kulawą nogą. Któregoś dnia podsunąłem pomysł Marcinowi, a on go podchwycił. Zwerbowaliśmy Michała. Nazwę niestety także wymyśliłem ja, ale na pocieszenie dodam, że to co zaproponował Marcin nie nadaje się do cytowania przed wieczorynką. 

Jak Ci się pracuje z człowiekiem takim jak Marcin, który ma tysiąc pomysłów na minutę i wszystkie próbuje zrealizować przez co oddala się od projektów zapoczątkowanych wcześniej? Nie przeszkadza Ci jego niestałość, to że zamiast siąść na tyłku, zeżreć coś i opisać, woli uczyć się hiszpańskiego, spawać artystycznie, prowadzić żłobek dla pingwinów i konstruować w garażu głowicę nuklearną?

Kwestia przyzwyczajenia. Sam mam podobny umysł, myślę, że dodatkowo mam problemy ze skupieniem uwagi. W związku z tym dogadujemy się bardzo dobrze, choć czasem wymagamy nieco cierpliwości z drugiej strony. Na zmniejszenie ułamka niezrealizowanych pomysłów mam taki sposób, że mówię kilku osobom o moich planach po to, by wywierali na mnie presję. Niestety nawet to nie zawsze działa. Ale lepiej mieć mnóstwo pomysłów i zrealizować choćby część, niż ich nie mieć i nie realizować wcale, czyż nie? 

A co możesz powiedzieć o Michale? Widziałeś go w ogóle ostatnio? Jego recenzja bronowickich zapiekanek przyniosła Wam kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń.

Recenzja zapiekanek była świetna. Myślę, że była to duża reklama dla opisywanego zakładu, ale jeśli produkt jest tak dobry, to wypada się z tego tylko cieszyć. Nie widziałem Michała od bardzo dawna, nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Chodzą słuchy, że jest na tajnej misji na Kubie i ma zabić Fidela Castro. Polski wywiad miał jednak przestarzałe informacje i nie zdążył  go poinformować, że El Commendante nie żyje już od jakiegoś czasu. W związku z tym możemy jeszcze za nim zatęsknić. Najbardziej brakuje mi jego anegdot opowiadanych przy piwie. Każda mogłaby zostać zekranizowana, najlepiej przez von Triera, Lyncha i Smarzowskiego jednocześnie. 

Macie jakieś plany związane z rozwojem portalu?

Sam nie wiem. Założyliśmy go jako zupełnie luźne przedsięwzięcie, coś co robimy głównie dla znajomych. Dorobiliśmy się jednak wiernych fanów, także tych osobiście nam nieznanych. Czas pokaże. Być może niedługo pojawią się posty w nowej, ciekawszej formie. Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy chciałbym, żeby "Wpieprzamy" było naprawdę popularne, to moja odpowiedź brzmi: tak! Najchętniej w ogóle uczyniłbym z pisania głupot źródło dochodu, ale najważniejsze, by pisząc ćwiczyć swój warsztat.

A co poza tym? Kończysz studia prawnicze. Czy zobaczymy Cię za biurkiem, w garniturze, znudzonego i zepsutego jak drugoplanowi bohaterowie seriali z cyklu "Samotna Nieporadna Prawniczka".

Szansa na zobaczenie mnie w garniturze póki co jest podobna do tej na spotkanie Wielkiej Stopy. Nie wykluczam niczego, bardzo możliwe, że będę prawnikiem, ale obiecuję, że nie zmienię się w związku z tym. Inna sprawa, ile wytrzymałbym w takim środowisku. Ostatnio ktoś mi powiedział, że nawet moja fryzura nie przystoi prawnikowi. "Przepraszam, ale wolałbym powierzyć sprawę mojego odszkodowania komuś, kto jest mniej podobny do Everly Brothers" - tak to widzę.

W takim razie widzę, że przed Tobą jeszcze wiele wyzwań. Jakie uważasz za największe?

Teraz? Myślę, że fakt, że kluski mi rozmiękły. Jak widzisz, sytuacja jest dramatyczna (Krzysiek ze smutkiem spogląda na talerz). Nie ma nic gorszego od rozmiękłych klusek.

Kończąc rozmowę, życzę Ci więc, by kluski zawsze były twarde!

Krzysiek kiwa głową. Je w ciszy, drobnymi kęsami. Widać, że jest szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz